Robert Mazurek: Jeśli ta sieć onkologiczna jest tak dobra, to skąd protesty przeciwko niej?

dr Adam Maciejczyk*: Ci, którzy protestowali, nie znali założeń sieci.

Reklama

No nie, panowie profesorowie doskonale wiedzieli, przeciw czemu protestują.

A tu by się pan zdziwił, ludzie często wypowiadają się o czymś, czego nie znają. Ale jest i drugi powód – nie wierzono w czystość naszych intencji. Efekty pilotażu z obu województw pokazują, że te obawy były niesłuszne.

Pan nie chce powiedzieć najważniejszego.

Czyli?

Tego, że znaczna część lekarskiego establishmentu nie chce żadnych zmian, bo doskonale żyje w tym systemie, czerpie profity z rynku niedoborów.

Spotykam się często z taką opinią, ale ona nie jest poparta danymi, nie ma na to dowodów, a wolałbym mówić o faktach, nie plotkach.

Fakty są takie, że establishment próbował pańską sieć ukatrupić.

To było raptem kilka nazwisk, rzeczywiście, na tyle głośnych, że mieli dostęp do mediów i ucha polityków, ale wprowadzanie porządku w onkologii musiało wzbudzać kontrowersje. Myślę, że było to związane z ambicjami, a nie z obawami, że ktoś na tym straci finansowo.

Jasne, a wie pan, po co się przychodzi prywatnie do profesora?

Reklama

Nie wiem, bo nie przyjmuję pacjentów prywatnie.

To sposób na ominięcie kolejek. Idę do profesora, płacę za wizytę, a on mówi: „To proszę się u mnie położyć na oddziale za tydzień”.

W Dolnośląskim Centrum Onkologii tak nie jest i jeśli dzieje się tak gdzie indziej, mogę to tylko potępić.

Pan się wczoraj urodził i nie wie, że tak się to załatwia?

Tego nie da się wyplenić pogadankami, tylko prostym przepływem informacji w systemie. Już samo wprowadzenie e-recept wymusza większą przejrzystość, bo to początek zbierania danych o tym, jaką ścieżką idzie pacjent.

Wie pan, co się dzieje na SOR-ach?

Nic się nie dzieje, czeka się.

Po kilkanaście godzin, albo i kilka dni. PO mówi, że będzie maksimum godzina czekania.

To w tej chwili nierealne. Poza tym wszyscy wiedzą, że bardzo wielu z tych pacjentów nigdy nie powinno znaleźć się na SOR-ze, czyli na oddziale ratunkowym. Oni powinni być przyjęci w nocnej pomocy lekarskiej albo przez swojego lekarza rodzinnego, ale nie potrafią go znaleźć, więc - powtórzę - tu pomogłaby im infolinia. Jest też tak, że pacjent szuka na SOR-ze specjalisty, do którego nie może się dostać. Jeśli tych sytuacji nie rozwiążemy, to będziemy tam mieli jeszcze większe tłumy.

*hab. n. med. Adam Maciejczyk jest onkologiem oraz dyrektorem Dolnośląskiego Centrum Onkologii, kierownikiem Kliniki Radioterapii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, prezesem Polskiego Towarzystwa Onkologicznego.