Znaleźliśmy się w takim punkcie kampanii, kiedy nie tylko wielu zwolennikom Jarosława Kaczyńskiego, ale także niektórym jego przeciwnikom wydaje się, że wybory już zostały rozstrzygnięte. Na korzyść PiS.

Reklama

Skok poparcia dla tej partii w paru ostatnich sondażach wywołał euforię wśród zwolenników Prawa i Sprawiedliwości, a z kolei wielu medialnym komentatorom każe osądzać Tuska, zanim poznali rzeczywisty wyborczy wynik PO.

Istotnie, pierwszy etap kampanii wyborczej PiS wygrał. Jego kampania negatywna była mocniejsza i bardziej konsekwentna niż kampanie negatywne PO i LiD. Z kolei kampanie pozytywne PO i LiD były do tej pory płytkie, banalne i niemerytoryczne. Hasło "Spokój" wybrane początkowo przez Platformę jako odpowiedź na rewolucyjną gorączkę PiS było zbyt podobne do haseł, z którymi Polacy złożyli niegdyś do grobu nieboszczkę Unię Wolności. Bo rzeczywiście, spokój można mieć tylko w grobie, a na symboliczną rewolucję PiS Platforma powinna odpowiedzieć własną rewolucją. Tyle że mobilizującą polską klasę średnią, która polski drobny kapitalizm budowała, z niego żyje i nie odnajduje się w portretach oligarchów czy wielkich bogaczy, przeciwko którym PiS skutecznie mobilizuje ofiary polskiej transformacji. Z kolei główny argument pozytywnej kampanii LiD, Aleksander Kwaśniewski, sam zużywa się w zastraszającym tempie.

Tak więc ostatnie sondaże odzwierciedlają dotychczasowy przebieg kampanii wyborczej, tyle że nie przesądzają wyniku wyborów. Bo w Polsce wybory rozstrzygają się na ostatniej prostej. Szczególnie, kiedy walczą dwie partie o wyrównanych siłach. Tak było w 2005 roku, kiedy sondaże do ostatnich godzin dawały zwycięstwo PO, a wygrał PiS oraz wcześniej w 1997 roku, kiedy do ostatnich godzin w sondażach prowadził SLD, a wybory wygrała AWS.

Wynik tych wyborów może rozstrzygnąć np. wejście PO w mocniejszą kampanię negatywną - co Donald Tusk nieśmiało zapowiedział. Zresztą to nie on powinien być twarzą negatywnej kampanii PO. Gdyby Platforma naprawdę znalazła jakieś kompromitujące papiery na PiS, oryginalniejsze od tych, jakimi dysponował Lepper, to powinni je prezentować raczej Komorowski, Niesiołowski czy Palikot niż Tusk, który jest zbyt sympatyczny, by tę jego łagodną charyzmę marnować.

Z kolei PiS nie znalazło dotąd ani języka, ani symboli dla swojej kampanii pozytywnej. Billboardy z gigantycznymi twarzami Kaczyńskiego, Gilowskiej, Religi, Płażyńskiego i Ziobry są zarówno estetycznie, jak i merytorycznie bez porównania mniej przekonujące niż robespierre’owska asceza plakatów z pułapką na myszy i plikiem banknotów.

Na razie sondażowa euforia PiS pozwala liderom tej partii zawiesić na kołku poważniejsze polityczne refleksje. Pytani o powyborcze koalicje liderzy Prawa i Sprawiedliwości odpowiadają, że będą rządzić samodzielnie. Wcześniej podobnie czyniła Platforma. Kiedy to do niej uśmiechały się sondaże, przekonywała nas, że do rządzenia wystarczy jej koalicja z PSL.

Tymczasem prawdziwa polityka nie kończy się w dniu wyborów. Jest dokładnie odwrotnie. A ponieważ liderzy PiS i PO chcieliby mieć w powyborczych grach całkowicie wolną rękę, wobec tego dzisiaj chętnie skupiają naszą uwagę na wątpliwej magii przedwyborczych sondaży.