Przede wszystkim należy wyjaśnić sprawy trzech akcji: prowokacji w Ministerstwie Rolnictwa, zatrzymania Barbary Blidy, prowokacji wobec byłej posłanki PO Beaty Sawickiej. Chodzi więc nie tylko o działania CBA, ale i - jak w sprawie Blidy - ABW. Rodzi się wiele pytań co do zastosowanych - a często niezastosowanych - procedur. Zwracam uwagę, że w sprawie, której ofiarą padł Andrzej Lepper, nie zostało przez szefa CBA wydane konieczne zarządzenie o podjęciu akcji. Mariusz Kamiński na posiedzeniu komisji ds. służb specjalnych tłumaczył, że to zarządzenie jest tajne. Z kolei Janusz Kaczmarek twierdził, że zarządzenia nie było, a to oznaczałoby, że akcję podjęto poza wszelkim nadzorem i procedurami. Trzeba koniecznie wyjaśnić, który z panów kłamie.
Podstawowym pytaniem, które mają prawo stawiać obywatele praworządnego państwa, jest to, czy były podstawy działań służb. Np. czy wobec Beaty Sawickiej istniały przed rokiem rzetelne podstawy, by przypuszczać, że jest posłem skorumpowanym. Czy może służby wzięły ją sobie na cel i przez rok de facto nakłaniały do popełnienia przestępstwa. Zwróciło moją uwagę, że odbiór łapówki w sejmowym parku CBA filmowało aż z czterech kamer! Czy rzeczywiście posłanka Sawicka była tak grubą rybą, żeby uzasadnić podobne nakłady czasu, sił i środków? A jeśli tak, warto zapytać: czy podobne nakłady czasu, sił i środków CBA zastosowało chociażby wobec bohaterów "układu warszawskiego"?
O wątpliwych, słynnych na całą Polskę mostach i tunelach wybudowanych w Warszawie media piszą od dawna. Znane są osoby zaangażowane w środowisko podejrzewane o głęboką korupcję. Czy również wobec nich CBA stosowało prowokacje? A jeśli tak, to z jakim skutkiem? Na razie nic na ten temat nie wiemy, a to może rodzić poważne wątpliwości, czy przypadkiem Beata Sawicka nie została w dość łatwy sposób wykorzystana do politycznej walki przedwyborczej.
Wciąż nie wiemy też, czy były wystarczające przesłanki, by podejrzewać korupcję w Ministerstwie Rolnictwa. O podjęciu akcji z fikcyjną ziemią, podstawionymi kontrahentami i podrobionymi dokumentami powinny decydować uzasadnione podejrzenia. Jak dotąd nie dowiedzieliśmy się, czy istniały zanim biuro podjęło czynności, czy zrodziły się dopiero w toku akcji? Nie dowiedzieliśmy się też, jakie powody stały za poleceniem zatrzymania o szóstej rano przez ABW Barbary Blidy.
Komisja śledcza musi wyjaśnić wszystkie te wątpliwości, bo obywatele mają prawo wiedzieć, na jakich zasadach służby specjalne wybierają swoje "ofiary". Jeśli bowiem czynią to bez zasad, "ofiarą" może się stać każdy. Taka niepewność fatalnie świadczy o stanie państwa i oddziałuje na poczucie bezpieczeństwa obywateli. Służby specjalne stworzono przecież dla wzmożenia tego poczucia, a nie jego niwelowania.
Ze względu na to, że we wszystkich tych sprawach mogą się okazać istotne zeznania tych samych osób - przede wszystkim szefów służb - racjonalne byłoby powołanie jednej komisji. Prawdopodobnie wątki poszczególnych historii mogą się splatać i mnożenie osobnych bytów do ich wyjaśnienia mija się z celem. Jedna komisja oznacza jednak wymóg bardzo precyzyjnego określenia zadania, do jakiego będzie powołana. Być może wspólnym mianownikiem wszystkich budzących wątpliwości działań służb okażą się niejasności procedur: metody i podstawy ich stosowania.
Wyjaśnić też trzeba sposób rekrutacji w CBA. Biuro działa niespełna dwa lata, a już miały miejsce dwie zastanawiające wpadki na wysokich stanowiskach wokół Mariusza Kamińskiego. Jakiś czas temu wyszło na jaw, że jeden z jego doradców uczestniczył w latach 80. w rozbijaniu demonstracji opozycji. W minionym tygodniu z kolei media ujawniły, że rzecznik CBA w przeszłości handlował pirackimi płytami. To musi rodzić pytania o jakość weryfikacji kadr biura. Jeżeli budowano je jako "pułk janczarów", w którym ludzie są skrajnie dyspozycyjni, bo na każdego są u szefa jakieś "papiery", to bardzo niepokojące. Niepokojący był i sam pomysł, by szefa CBA powoływał premier. Uprzedzaliśmy Mariusza Kamińskiego, że w takim razie każda wpadka biura odczytywana będzie jako działanie polityczne. Dziś tym bardziej uzasadniony staje się zapowiedziany przez Marka Biernackiego i Pawła Grasia audyt CBA.
Nie chcę patrzeć na komisję śledczą jak na odwet. W jej powołaniu powinno chodzić o coś stokroć ważniejszego. Jest bowiem dla mnie oczywiste, że każdy funkcjonariusz państwa - nie tylko służb specjalnych - który już raz został przez polityków skutecznie nakłoniony do podjęcia działań niezgodnych z prawem, jest funkcjonariuszem "zepsutym". Funkcjonariusz, który nie umie odmówić wykonania polecenia złamania prawa, nie nadaje się do służby publicznej. Państwo niczego nie zyskuje na tym, że płaci mu pensję, a wiele traci: przede wszystkim zaufanie obywateli. Jeżeli chcemy, by służby specjalne były niezależne od nacisków politycznych, konieczne jest wyjaśnienie patologii, które miały miejsce.
Jestem zwolenniczką działań pozytywnych. Jeżeli więc w wyniku prac komisji okaże się, że konkretny funkcjonariusz świadomie naruszył prawo, sprawa nadaje się dla prokuratury. Dla posłów Sejmu RP działalność komisji musi się stać podstawą rozważań o tym, jak zmienić prawo, by nadużywanie służb przestało być możliwe. Jak dotąd nie wyciągnięto w tej mierze żadnych wniosków z poprzednich komisji: rywinowskiej, orlenowskiej czy ds. prywatyzacji PZU. Przecież oprócz stwierdzenia, kto zawinił, musimy się dowiedzieć, dlaczego do patologii dojść mogło. Czy zabrakło jakiegoś przepisu? A może było o jeden przepis za dużo?
Wyciągnijmy wnioski na przyszłość, by więcej nie dopuścić do sytuacji, które każą wątpić w stabilność państwa.