Wyposażenie naszej armii jest takie, że na użycie jakiegoś sprzętu każdorazowo zgodę musi wydawać konserwator zabytków. No i – pomimo że w przeszłości mieliśmy całkiem imponujące dokonania motoryzacyjne – nie produkujemy własnego samochodu. Pesymiści i maruderzy są w stanie przez cały dzień, bez przerwy na oddech czy mrugnięcie oczami, wymieniać dowody na to, że nic poza Grunwaldem nam się nie udało i nie jesteśmy w stanie podbić świata. Nie mamy niczego, co byłoby tylko nasze, a jednocześnie dzięki nam miałby to cały świat. I czego nigdy by nam nie zapomniał.
Rozumiecie, o czym mówię? Niemcy dali nam samochody, Koreańczycy – telewizory, lodówki i smartfony, Francuzi – wino i sery, Włosi – pizzę, Szwedzi – Ikeę, Norwegowie – fiordy, Czesi – Skodę, a Węgrzy – tokaja. Brytyjczycy mają fish & chips oraz Jamesa Bonda, Hiszpanie – jamón serrano, Chorwaci – ciepłe morze, a Szwajcarzy – scyzoryki, zegarki i czekoladki. Nawet Austriacy z czegoś słyną – z Hitlera, Fritzla i innych psychopatów. A my? Cóż, już nawet pod względem ilości wypijanej na głowę wódki wyprzedzają nas ponoć Brytyjczycy.
Ja jednak jestem optymistą i widzę na horyzoncie coś, z czego możemy być dumni i co może nas rozsławić w świecie na naprawdę szeroką skalę. Polska Fundacja Narodowa, zamiast sprzeniewierzać pieniądze na idiotyczne pomysły pt. popłyniemy sobie dziurawą łajbą przez świat, powinna cały swój budżet przeznaczyć na to, by produkt ten stał się naszym znakiem rozpoznawczym i dobrem narodowym. Proszę państwa, przed państwem – polski papier toaletowy!