Chiny wygrały olimpiadę w Pekinie. Nie tylko w klasyfikacji medalowej, wygrały ją politycznie. Po szesnastu dniach olimpijskich zmagań władze w Pekinie udowodniły zarówno własnym obywatelom, jak też Zachodowi, że zbudowały mocarstwo. Powiedzmy skromnie - lokalne, ale tak czy inaczej takie, którego nikt nie jest w stanie skutecznie ukarać za nieprzestrzeganie podstawowych, wcale nie zachodnich, ale ogólnoludzkich standardów w dziedzinie praw człowieka, wolności politycznych itp.

Reklama

Chiny przetestowały Zachód, który okazał się politycznie słabszy, niż jest, gospodarczo i cywilizacyjnie. Jeszcze przed paroma miesiącami wielu z nas głośno protestowało przeciwko chińskim represjom w Tybecie. Ale na olimpiadzie nasi polityczni i sportowi przedstawiciele zjawili się milczący, z podkulonym ogonem, zafascynowani tym, co w Chinach jest realnym osiągnięciem cywilizacyjnym, ale także chińskimi wsiami potiomkinowskimi, fasadą, żywymi obrazami. Protestujący na Zachodzie aktywiści, obojętna większość sytych zachodnich społeczeństw i nadmiernie ostrożni politycy nie zbudowali razem żadnej wspólnej strategii nacisku na władze w Pekinie. Przez cały czas trwania igrzysk represjonowano uczestników nieśmiałych protestów, wyrzucano z Chin obcokrajowców, którzy w tych protestach uczestniczyli albo chcieli o nich światu opowiedzieć.

Jak z nieba Pekinowi spadł prezent w postaci konfliktu rosyjsko-gruzińskiego, który w konsekwencji okazał się być konfliktem Rosji z Zachodem. Zachód nie może prowadzić wojny na dwóch frontach, zarówno z Chinami, jak i z Rosją. Nie powinien na obu kapitulować, ale jeśli chce wywrzeć skuteczny nacisk na Rosję, musi udawać, że w stosunkach z Chinami wszystko jest w porządku.

Następne letnie igrzyska odbędą się w Londynie, stolicy demokratycznego Zachodu. Tylko od nas zależy, czy najbliższe cztery lata zostaną zmarnowane, Amerykanie dalej będą się kłócić z Europejczykami o przywództwo, Europejczycy będą się kłócić między sobą, blokując integrację kontynentu... Ale może dzisiejsza bezradność wobec Chin uzupełniona bezradnością wobec Rosji czegoś nas nauczy. Że w dzisiejszym świecie Zachód musi być silny i zwarty. Nie po to, żeby prowadzić wojnę, chociażby zimną. Ale po to, by nowe mocarstwa, Chiny, Rosja, a wkrótce być może Indie czy Iran -traktowały nas jak partnera. A nie jak bandę pokłóconych, chciwych dzieciaków, które trochę więcej wygody i luksusu, sprzedadzą swoich sojuszników, swoje wartości, a w końcu i samych siebie.