W trakcie pierwszej fali pandemii, gdy wprowadzono ograniczenia w przemieszczaniu się i zawieszono funkcjonowanie placówek związanych z aktywnością fizyczną, pojawiało się wiele komentarzy pod adresem krytyków tak restrykcyjnej polityki. "Naprawdę tak trudno wytrzymać te kilka tygodni bez treningu na siłowni albo biegania?" – pytali niektórzy złośliwie. Wiele osób mających mgliste pojęcie o prowadzeniu działalności i kosztach z tym związanych dziwiło się, że zamknięcie np. siłowni na kilka tygodni to taki wielki problem dla ich właścicieli. Mam nadzieję, że ci, którzy kilka miesięcy temu bagatelizowali problem dzisiaj byliby mniej skłonni do żartów i złośliwości. W październiku po raz kolejny wprowadzono lockdown w niektórych gałęziach gospodarki w tym dla branży fitness czy basenów. To może być cios, po którym wiele z firm już się nie podniesie i coraz bardziej prawdopodobny staje się scenariusz, że część tego rynku przejmie za bezcen zagraniczny kapitał. Wiemy oczywiście, że zgodnie z zapowiedziami branża zostanie objęta rządową pomocą w ramach kolejnych tarcz antykryzysowych. Problem leży również w tym, że pomoc nie jest w stanie zrekompensować strat wynikających z zamknięcia obiektów.
Już wiosną szacowano, że branża na lockdownie straci 2,25 mld zł (mowa o 10 tys. obiektów sportowych, z czego ponad jedna czwarta to kluby fitness). Obliczenia nie uwzględniały jeszcze bardziej rygorystycznych obostrzeń i wydłużonego zamknięcia. Straty będą więc dużo większe i dotkną nie tylko bezpośrednio firmy z branży ale również całą rzeszę firm współpracujących.
Zamrożenie działalności to nie tylko problem dla przedsiębiorców. Brak aktywności fizycznej może być dodatkowym czynnikiem zmniejszającym naszą odporność. Już kilka lat temu, z badań przeprowadzonych na zlecenie ministerstwa sportu wynikało, że koszty pieniężne nieaktywności fizycznej Polaków wynoszą około 7 mld zł rocznie (6 mld ze względu na absencji pracowniczych i niemal 1 mld to koszty publicznego systemu ochrony zdrowia). Te koszty również należy uwzględnić przy podejmowaniu decyzji o zamknięciu branży.
Trudno się dziwić przedstawicielom branży fitness, którzy wskazują na to, że decyzja o zamknięciu obiektów była pochopna i niepotrzebna. Wystarczyło przecież ograniczyć liczbę klientów i zadbać o przygotowanie i egzekwowanie zaleceń sanitarnych. Władze nie podały dowodów na to, by kluby były ogniskiem zakażeń. Mało tego, jak przyznają eksperci z branży, reżim sanitarny jest w nich utrzymywany wyższym poziomie niż choćby w sklepach, które przecież pozostają otwarte.
Branża fitness powinna zostać odmrożona jak najszybciej przy zachowaniu uzgodnionego z branżą reżimu sanitarnego. Z korzyścią dla zdrowia – Polaków i całej gospodarki.