Antoni Dudek: Nobel dla Wałęsy uratował "Solidarność”

Nagroda dla Lecha Wałęsy to wydarzenie szalenie istotne choćby z tego względu, że jest to jedyny pokojowy Nobel, jaki został przyznany Polakowi. Kontekst historyczny tego wydarzenia był jednak inny niż np. literacka Nagroda Nobla, jaką w latach 90. otrzymała Wisława Szymborska. Mieliśmy wówczas do czynienia z zupełnie innym odbiorem tej nagrody przez większość społeczeństwa, a z drugiej strony również przez władze PRL.

Reklama

Ludzie mogli to odbierać jako wielkie wyróżnienie dla Polski, a szczególnie ważne było dla tych wszystkich, którzy byli związani z "Solidarnością”. Ta natomiast już w tym czasie znajdowała się w bardzo poważnym kryzysie. Po niepowodzeniach strajków, które miały miejsce rok wcześniej w listopadzie 1982 r., a do których wezwano w proteście przeciw ostatecznej delegalizacji "Solidarności”, zamknięty został pierwszy okres jej funkcjonowania w podziemiu, kiedy była ona jeszcze relatywnie silna. Choć oczywiście w roku 1983 obywają się jeszcze demonstracje, to jej struktury zaczynają słabnąć, a pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny, która była bardzo oczekiwana i ważna, to z punktu widzenia podziemnych struktur związku niczego istotnego właściwie nie przyniosła. Masowy udział ludzi w spotkaniach z papieżem nie przekształcił się w poparcie dla "Solidarności”.

Widać wyraźnie, i to jest jedna z przyczyn ostatecznego zniesienia stanu wojennego, że władze doszły do przekonania, że sytuacja jest na tyle ustabilizowana, a "Solidarność” na tyle słaba, że w zasadzie nie ma potrzeby utrzymywania nawet zawieszonego stanu wojennego. Z dniem 22 lipca 1983 r. został on ostatecznie zniesiony. Od tego momentu opozycja znajduje się już na równi pochyłej, dlatego Nobel dla Wałęsy jest dla niej ogromnym wzmocnieniem, bo pokazuje, że cały świat nie zapomniał o "Solidarności”, w której narastało już ogromne poczucie rozgoryczenia i opuszczenia przez Zachód. Mimo, że wobec całej PRL wprowadzone zostały sankcje ekonomiczne, to miały one jednak charakter wsparcia pośredniego.

Reklama

Natomiast ten Nobel był powszechnie uważany za nagrodę nie tylko dla Wałęsy, ale dla całego ruchu społecznego, którego był on symbolem i liderem. Dokładnie z tego samego powodu było to ogromnie kłopotliwe dla władz, bo według oficjalnej wykładni propagandowej po zwolnieniu Wałęsy z internowania w listopadzie 1982 r. stał się on osobą prywatną, byłym przewodniczącym byłej "Solidarności”. Tak mówił o nim Jerzy Urban na konferencjach prasowych. I nagle ta osoba prywatna dostała Nagrodę Nobla. Dla władz był to więc ogromny problem z czego zdawano sobie sprawę już rok wcześniej, gdy Służba Bezpieczeństwa w ramach operacji pod kryptonimem "Ambasador”, podjęła cały szereg działań mających na celu skompromitowanie Wałęsy i zapobieżenie ewentualnemu przyznaniu mu tego wyróżnienia. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu w 1982 r. przyczyniła się do tego SB, a w jakim sam Komitet Noblowski miał inne zdanie na ten temat i nagrodę przyznał komuś innemu.

W 1983 r. bezpieka nie była już w stanie temu zapobiec, a co wynika z bardzo wielu relacji, władze komunistyczne otrzymały gorzką pigułkę do przełknięcia. Z drugiej strony bardzo szybko się uspokoiły, dochodząc do przekonania, że nie pociągnie to za sobą bardzo istotnych konsekwencji, i tak też się stało. Nobel okazał się bardzo ważny w sensie psychologicznym i symbolicznym, ale nie przełożył się wprost na istotne wzmocnienie działań opozycji. Przez następne lata, aż do roku 1988 r. będzie ona coraz bardziej słabła.

Dla samego Lecha Wałęsy nagroda okazała się niezwykle ważna, dlatego że osłabiła działania tych wszystkich wewnątrz całego ruchu solidarnościowego, którzy go kontestowali i podważali jego kompetencje jako lidera. Takim głównym nurtem opozycyjnym była "Solidarność Walcząca” i Kornel Morawiecki. Równocześnie działająca od wiosny 1982 r. Tymczasowa Komisja Koordynacyjna, tylko w formie bardzo ogólnej uznawała przywództwo Wałęsy, a już na poziomie konkretnych działań niekoniecznie brali jego zdanie pod uwagę. Zresztą sam Wałęsa był ostrożny i nie chciał się bardzo angażować w działalność konspiracyjną. Do tego momentu jego pozycja ulegała ciągłej erozji.

Reklama

Po otrzymaniu Nagrody Nobla znaczenie Wałęsy zostało wzmocnione i dopiero od tego momentu można mówić o nim jak o niekwestionowanym liderze opozycji pogrudniowej. To przesądziło również o tym, co stało się w latach 1988 - 89, kiedy wielu działaczy "Solidarności” żądało od niego zwołania statutowych organów związku powołanych przed 13 grudnia 1981 r. Wałęsa to wszystko zignorował m.in. dzięki temu, że był laureatem pokojowego Nobla, i że za sprawą tej nagrody jego pozycja była niezwykle silna. Za tym szło też uznanie międzynarodowe. To właśnie po Pokojowej Nagrodzie Nobla, znaczna część polityków, którzy odwiedzali Polskę po roku 1985, starała się również spotykać z Wałęsą. Na posiedzeniu Biura Politycznego PZPR Mieczysław Rakowski mówił, iż trzeba dać ludziom zapomnieć o Wałęsie, gdy wtedy cała ta strategia się załamała.

Frasyniuk: O Noblu dla Wałęsy dowiedziałem się w więziennej celi

Pokojowa Nagroda Nobla dla Wałęsy traktowana była wówczas przez nas jako nagroda dla polskiej "Solidarności”. Było to niezwykle ważne wsparcie psychologiczne dla wszystkich ludzi zaangażowanych w działalność konspiracyjną i podziemną, a także dla tych, którzy tę działalność wspierali.

Przypomnijmy, że przełom 1982 i 1983 r. to dla podziemia bardzo trudny okres. Jesienią 1982 r. byliśmy przekonani, że jeśli nie uda nam się zorganizować wielkiego strajku generalnego, to nastąpi zmęczenie materiału i coraz trudniej będzie zmobilizować ludzi do działania. A jesienią roku 1983 to zmęczenie ludzi działalnością podziemną było już powszechnie zauważalne. W związku z tym Nagroda Nobla w tym właśnie momencie spełniła rolę napoju energetycznego, który nagle dodał wszystkim sił - dodał wigoru, optymizmu, ukoił zmęczenie, ale oczywiście na bardzo krótki czas. Ówczesna rzeczywistość i codzienność była przecież przytłaczająca i straszna, zmęczenie materiału znów powróciło, ale ludzie dostali sygnał, że warto działać i motywować innych do działania.

O Nagrodzie Nobla dla Wałęsy, dla "S”, dowiedziałem się od klawisza. Byłem wówczas w Barczewie, w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Pamiętam szacunek w głosie, również wobec mojej osoby, gdy półgłosem przekazywano mi tę wiadomość. Nie do końca wiedziałem, czy jest prawdziwa, czy nie. Później się zorientowałem, że musiała pochodzić z Wolnej Europy. W więzieniu mogliśmy słuchać tylko radiowej "Trójki” i dopiero po kilku dniach w wiadomościach usłyszeliśmy oficjalny komunikat o Noblu dla Wałęsy. Widać było, że dla większości funkcjonariuszy więziennych było ogromnym zaskoczeniem, że wielka, prestiżowa nagroda przyznana została właśnie Wałęsie i polskiej "Solidarności”. Pamiętam okrzyki radości i gratulacje wykrzykiwane ze wszystkich okien więziennych.

Moim zdaniem wiadomość ta była szokiem i poważnym ciosem dla obozu rządzącego. Władza miała świadomość, że był to zastrzyk pozytywnej energii, który został wpuszczony do polskiego krwiobiegu. "Solidarność” dostała tę prestiżową nagrodę, a Danuta Wałęsowa odbierała ją z wielką godnością - co widział cały świat. Do dzisiaj ten obraz jest poruszający dla ludzi takich jak ja.

*Władysław Frasyniuk w październiku 1983 r. jako członek podziemnych władz "Solidarności” był więziony w zakładzie karnym w Barczewie

Wildstein: Nobel dla Wałęsy przypomniał światu o Polsce

Maciej Walaszczyk: Gdy Komitet Noblowski postanowił nagrodzić Lecha Wałęsę Pokojową Nagrodą Nobla, był pan za granicą. Jakie to miało znaczenie dla polskich uchodźców politycznych?
Bronisław Wildstein*:
Stan wojenny zastał mnie w Holandii. W 1983 mieszkałem w Paryżu, gdzie byłem redaktorem naczelnym miesięcznika Kontakt”. Nagroda Nobla dla Lecha Wałęsy została odebrana przez uchodźców politycznych jako symboliczne wyróżnienie dla S”, która była wielkim, masowym, wolnościowym i antykomunistycznym ruchem oporu. W tym sensie miała dla nas wszystkich ogromne znaczenie. Dzięki niej nastąpił kolejny wzrost zainteresowania Polską i sprawą walki z reżimem. Nobel dla Wałęsy wywołał kolejną, wielką falę zainteresowania Polską, również ze strony mediów. Ponownie we francuskich środkach masowego przekazu pojawiły się pytania o to: co się dzieje z Polską, jakie są polityczne możliwości wpływu Zachodu na zmianę ówczesnej sytuacji, co można zrobić, jak pomóc?

Jak francuskie media, politycy i opinia publiczna reagowały na powstanie "Solidarności” i wprowadzenie stanu wojennego?
Już od sierpnia 1980 zainteresowanie tym, co działo się w kraju, było w Paryżu bardzo duże. Należy pamiętać, że w samej Francji reakcja na powstanie "S” była entuzjastyczna, natomiast z oburzeniem przyjęto wprowadzenie stanu wojennego. To było coś niezwykłego, bo właśnie powszechne zainteresowanie tym, co działo się wówczas w Polsce, wielka sympatia dla "S”, spowodowało m.in. zmianę polityki francuskiego rządu wobec PRL. W momencie ogłoszenia stanu wojennego dziennikarze w Paryżu pytali ministra spraw zagranicznych w rządzie Pierre’a Mauroya o reakcję władz w tej sprawie. Wówczas minister odpowiedział, że rząd republiki nie zrobi nic. W tym czasie Paryż, ale również inne wielkie miasta Francji, były miejscem gwałtownych manifestacji poparcia dla "S” i potępienia stanu wojennego. I dopiero po nich prezydent Mitterrand w sposób radykalny odciął się od bardzo wstrzemięźliwych deklaracji rządu, którego premiera powołał. Całe to wystąpienie próbował obrócić w żart, mówiąc, że o mały włos, a poderżnął by sobie gardło, bo kiedy usłyszał wspomnianą wypowiedź szefa dyplomacji, akurat się golił. Pamiętajmy, że równocześnie ugodową postawę wobec Moskwy, jak i Jaruzelskiego prezentowały władze RFN, co sprawę poparcia dla "S” w Europie Zachodniej istotnie różnicowało.

W Polsce tymczasem "S” działa w podziemiu i w 1983 była mocno osłabiona.
W kraju stan wojenny rozbił i - można powiedzieć - przetrącił kark temu wielkiemu ruchowi społecznemu, jakim była "S”, sprowadził ją do podziemia i konspiracji. Pomimo to podziemie solidarnościowe działało na niespotykaną dla tego typu nielegalnego ruchu skalę. Trzeba pamiętać, że jego działacze zagrożeni byli różnego rodzaju represjami, jak utrata pracy, więzienie, a nawet groźbą śmierci z rąk tzw. nieznanych sprawców. W tej sytuacji ci ludzie borykający się z potężną machiną totalitarnego państwa wspieraną przez potęgę sowiecką czekali na choćby symboliczną reakcję Zachodu, na jakiś gest solidarności i pamięci. Nobel dla Wałęsy był dla nich wszystkich właśnie takim uznaniem, nadzieją i sygnałem, że nie są sami, że nikt z nimi nie będzie bezkarnie robił tego, co mu się podoba.

Nagroda wzmocniła też pozycję samego Lecha Wałęsy.
Po 13 grudnia nie udało się wymusić na nim utworzenia kontrolowanych przez władzę związków zawodowych, które mogły doprowadzić do rozbicia "S”. Nie ma wątpliwości, że był on w tym czasie absolutnym autorytetem i liderem opozycji, choć bezpośrednio nie angażował się w jej działalność. Dlatego jego pozytywna rola jest nie do przecenienia. Oczywiście status pokojowego Nobla jest dzisiaj dwuznaczny, szczególnie gdy przyznawano go osobom zupełnie niewłaściwym, jak np. Arafatowi. Przyznanie jej w tym czasie Lechowi Wałęsie i "S” było czymś całkowicie właściwym, co na pewno wzmacniało jej wartość. Prestiżowe i medialne znaczenie tej nagrody jest ogromne i także w dzisiejszym świecie jest ona jedną z najbardziej rozpropagowanych i posiadających wyjątkowe uznanie.

*Bronisław Wildstein, publicysta dziennika "Rzeczpospolita”, pisarz, komentator