W poprzednich 12 miesiącach w Polsce było zaś zaledwie 347 tys. urodzeń – ostatnio tak mało Polaków przychodziło na świat w pierwszych latach XXI w. Co gorsza, najpewniej nie jest to zjawisko przejściowe. Wskaźnik dzietności spada już od 2018 r.
Program „500+” wystarczył więc na zaledwie dwa lata wzrostu (2016–2017). Skoro nawet program wart ok. 2 proc. PKB nie był w stanie trwale podnieść dzietności w Polsce, to najwyraźniej nic już nie da się zrobić. Można dojść do przykrego wniosku, że jesteśmy już skazani na bardzo niską dzietność i co za tym idzie, wyludnianie się kraju. Widocznie w naszym (zachodnim) kręgu kulturowym niska liczba dzieci to norma, z którą nie da się walczyć. Lepiej przygotować się na świat bez dzieci i zacząć budować tak zwaną srebrną gospodarkę (dostosowaną do dużej liczby seniorów).

Karane za dziecko

Reklama
Przed tym ostatnim oczywiście nie uciekniemy, jednak nie warto skreślać polityki prorodzinnej. Być może zwyczajnie źle postawiliśmy w niej akcenty. Istnieją przecież państwa w Europie, w których dzietność jest zdecydowanie wyższa niż w Polsce. Mowa chociażby o Danii i Szwecji. A są to arcyzachodnie państwa, w których poczucie wolności jednostki oraz emancypacja kobiet są posunięte o wiele dalej niż w Polsce. Mimo to potrafią utrzymywać wskaźnik dzietności na przyzwoitym poziomie – niezapewniającym zastępowalności pokoleń, ale przynajmniej chroniącym przed demograficzną katastrofą.
Jaka jest tajemnica sukcesu tych dwóch państw skandynawskich? Odpowiedzi możemy poszukać w niezwykle interesującym badaniu sprzed dwóch lat „Child penalties across countries”. Pięcioro ekonomistów z różnych euroatlantyckich uczelni zajęło się mało rozpoznanym zjawiskiem „kary za dziecko” zwanej też nieco przyjemniej efektem „baby window”. Mówiąc po ludzku, chodzi o spadek dochodów z pracy u rodziców po narodzeniu się pierwszego dziecka. A w szczególności u kobiet, gdyż efekt ten mężczyzn niemalże nie dotyka. Oczywiście nie jest tajemnicą, że zaraz po narodzeniu dziecka dochody kobiet drastycznie spadają – zdecydowana większość z nich rezygnuje na jakiś czas z pracy, przechodząc na urlop macierzyński. Niestety efekt „kary za dziecko” utrzymuje się o wiele dłużej. Właściwie do końca aktywności zawodowej matki.