O skandalicznej sytuacji w psychiatrii dziecięcej jest głośno, również w kontekście konieczności reformy szpitali psychiatrycznych. Pan tworzy Środowiskowe Centrum Zdrowia Psychicznego. Czym różni się od szpitala?
Obecny system leczenia psychiatrycznego dzieci i młodzieży opiera się na oddziałach zamkniętych i nielicznych poradniach zdrowia psychicznego. Szpitale powstawały głównie w okresie międzywojennym. Wtedy istniało podejście, by tworzyć duże placówki, poza miastami, nawet na kilkaset, tysiąc i więcej osób. Tak powstały m.in. szpitale w Tworkach, Kobierzynie, Choroszczy. Po wojnie oparto na nich opiekę psychiatryczną, choć jednostki dramatycznie podupadły. Na świecie od końca lat 60. XX w. proces był odwrotny. Powstawały placówki w miastach lub blisko miejsca zamieszkania pacjentów, tak by nie izolować dzieci od rodzin, rówieśników, życia społecznego. Przykładem jest norweski szpital uniwersytecki w Tromso. Powstał w 1962 r. i był obliczony na 500 miejsc, które od razu się zapełniły. Jednak wraz z rozwojem psychiatrii środowiskowej, która wspiera pacjentów w kryzysach w miejscu ich zamieszkania, liczba hospitalizowanych szybko spadała. Dziś waha się między 160 a 180. Zysk jest ogromny. Bo hospitalizacja jest droższa i może prowadzić do...