Czasy się zmieniają, a diabeł niezmiennie siedzi w szczegółach. Zaś jego wyciąganie na światło dzienne wymaga sporego trudu. Jednak warto go sobie zadać, bo wówczas widoczna staje się różnica między kłamstwem a prawdą. Wyciąganie „diabła” ze szczegółów książki „Europa przeciw Żydom 1880-1945” wymaga nieco przydługiej opowieści, lecz niestety inaczej się nie da i bez niej będzie on tkwić bezpiecznie, tam gdzie został schowany.

Reklama

Götz Aly

Zaczynając od początku - autor wspomnianej książki Götz Aly, to postać nietuzinkowa, zarówno jako historyk, jak i dziennikarz. W obu dziedzinach odnosił w Niemczech liczne sukcesy. Jego prace historyczne dotyczące: nacjonalizmu, nazizmu i antysemityzmu były nagradzane i przekładane na liczne języki. Jednocześnie pracował dla największych tytułów prasowych w RFN i przez kilka lat pełnił funkcję redaktora naczelnego „Berliner Zeitung”. Jego felietony i eseje drukują najbardziej poczytne pisma.

Na niwie naukowej może pochwalić się tytułem doktora habilitowanego i profesurą uczelnianą, bo wykładał między innymi w Instytucie Fritza Bauera we Frankfurcie nad Menem. Do zeszłego roku zasiadał także w Radzie Powierniczej Muzeum Żydowskiego w Berlinie. Nie jest więc anonimowym autorem, lecz autorytetem naukowym, dziennikarskim oraz gwiazdą mediów. Mówiąc w skrócie Götz Aly to crème de la crème intelektualnej elity niemieckiej i europejskiej. Ten fakt ma wielkie znaczenie, ponieważ z automatu uwiarygodnia wszystko, co autor „Europy przeciw Żydom 1880-1945” w niej zawarł.

Reklama

Wydana w 2017 r. w Niemczech oraz właśnie w Polsce książka opisuje nienawiść do Żydów oraz, jak się ona przejawiała w poszczególnych krajach Starego Kontynentu. Oczywiście Polacy zajmują w niej poczesne miejsce.

Pogrom lwowski

Po tym ogólnym zaanonsowaniu bohatera i jego dzieła warto przejść do szczegółu, bo dokładne przyjrzenie się mu pozwala wiele dostrzec. Ów szczegół nazywa się – pogrom lwowski.

Odpowiedź dlaczego akurat ten, jest prosta. Od antyżydowskich tumultów w starożytnym Imperium Rzymskim po antysemickie wystąpienia we współczesnej Europie, chyba żaden inny pogrom nie został tak dokładnie przebadany i opisany. Zajmowała się nim delegacja brytyjskiego MSZ pod kierownictwem sir Stuarta M. Samuela. Raport o nim sporządził Henry Morgenthau, specjalny wysłannik do Polski prezydenta USA Woodrow Wilsona. W imieniu polskiego rządu badała go nadzwyczajna komisja pod przewodnictwem sędziego Sądu Najwyższego, Zygmunta Rymowicza. Własne śledztwo prowadził Żydowski Komitet Ratunkowy, któremu przewodniczył wiceprezydent Lwowa z lat 1909-1914, Stefan Tobiasz Aszkenaze. Poza nimi materiały na ten temat zbierali we Lwowie reporterzy z: Niemiec, Austrii, Wielkiej Brytanii, USA i Szwecji. Dysponując taką masą źródeł zdeterminowany historyk potrafiłby odtworzyć dokładny przebieg zdarzeń nawet nie godzina po godzinie, ale minuta po minucie.

Reklama

Żeby dostrzec to, co siedzi w szczegółach autorstwa Götza Aly'ego konieczne jest przytoczenie pokrótce kolejnych zdarzeń, o jakich mówią wymienione wyżej źródła.

Gdy w listopadzie 1918 r. zaczęły się walki Polaków z Ukraińcami o Lwów, zamieszkujący miasto Żydzi ogłosili swoją neutralność. Młodzi mężczyźni, którzy przeszli służbę wojskową, uzbroili się i sformowali żydowską milicję. Jej dowództwo 10 listopada podpisało umowę z szefem Naczelnej Komendy Obrony Lwowa kpt. Czesławem Mączyńskim. Polskie wojsko miało nie wchodzić na teren żydowskiej dzielnicy, a w zamian druga strona zobowiązywała się do nie wspierania Ukraińców. W kolejnych dniach pojawiały się pogłoski, że Żydzi jednak pomagają Ukraińcom, co wśród Polaków podsycało nastroje antysemickie oraz obawy, bo Izraelici stanowili aż 37 proc. ludności miasta.

Wzburzenie przeszło w stan wrzenia 14 listopada, gdy Kozacy atamana Andrija Dołuda po zdobyciu Zamarstynowa, rozstrzelali jego obrońców. Wśród Lwowian rozeszła się opowieść, iż Żydzi powitali Kozaków jak wyzwolicieli i pomagali im odnajdywać ukrywających się polskich żołnierzy. Niedługo potem przybyły miastu z odsieczą oddziały ppłk Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego i wojska ukraińskie sukcesywnie wypierano z kolejnych dzielnic. Pod koniec walk 22 listopada kpt. Mączyński złamał umowę i posłał część podkomendnych do dzielnicy żydowskiej z zdaniem rozbrojenia tamtejszej milicji. Ta nie poddała się dobrowolnie i wymiana strzałów trwała cały dzień.

Żydzi skapitulowali, gdy kilka kamienic odstrzelano z działa. W tym czasie we Lwowie panował chaos. Po mieście kręcili się kryminaliści (bo wszystkie więzienia otwarto) dezerterzy, pijani żołnierze. Podobny bałagan ogarnął dowództwo. Komendę na wojskami przejął w imieniu rządu II RP gen. Bolesław Roja, lecz nadzór nad porządkiem w mieście pozostał w rękach awansowanego na podpułkownika Czesława Mączyńskiego. Obaj oficerowie delikatnie mówić nie przepadali za sobą. Gdy gen. Roja przesłał Mączyńskiemu rozkaz, by uzbrojone patrole stale były obecne na ulicach i strzelały do osób dopuszczających się „gwałtów i rabunków”, ten go nie wykonał. Podobnie zignorował delegację gminy żydowskiej, która prosiła go o ochronę współziomków, bo w mieście wrzało od antysemickich nastrojów.

72 ofiary

Zamiast tego ppłk Mączyński dolał oliwy do ognia, wydając własną odezwę. Wprawdzie wzywał w niej Polaków do zaniechania atakowania Żydów, lecz jednocześnie oskarżał ich o antypolonizm i liczne zbrodnie. Po jej rozplakatowaniu wieczorem 23 listopada nastąpił wybuch. Do niechronionej żydowskiej dzielnicy, którą rankiem opuścili podkomendni ppłk Mączyńskiego, z aresztowanymi milicjantami, weszły bandy kryminalistów i dezerterów. Po czym zaczęły rabować kolejne mieszkania. Wkrótce dołączyli do nich będący po służbie żołnierze i zwykli obywatele. Zaczęły się podpalenia domów, płonęła synagoga. Podczas koszmarnej nocy zamordowano 72 osoby pochodzenia żydowskiego, a 443 zostało rannych. Dopiero o świcie, po interwencji generała Roi ppłk Mączyński zrobił to, co było jego obowiązkiem. Na ulice Lwowa wysłał uzbrojone odziały piechoty i kawalerii z rozkazem strzelania do wszystkich łamiących prawo i nie wykonujących poleceń wojska. Do południa zapanował spokój, czemu dopomogło to, że po błyskawicznych wyrokach sądów doraźnych rozstrzelano kilkunastu ujętych na gorącym uczynku bandytów (niektóre źródła podają nawet liczbę sześćdziesięciu.). Wkrótce za udział w pogromie aresztowano ponad tysiąc cywili i ok. 400 żołnierzy.

Aparat państwa robił to, co do niego należało, niestety zbyt późno, bo nie zapobiegł strasznej zbrodni. Wkrótce rozpisywała się o niej prasa na całym świecie. Szukaniem winnych zajęła się wówczas komisja nadzwyczajna sędziego Rymowicza, w której skład wchodzili urzędnicy z Ministerstwa Sprawiedliwości oraz Ministerstwa Spraw Wojskowych. Jednak ociągała się ona ze wskazaniem konkretnych osób, zrzucając odpowiedzialność na anonimowy tłum i bandytów. Żydowski Komitet Ratunkowy w piśmie do Józefa Piłsudskiego oskarżył znanego z antysemickich poglądów ppłk Mączyńskiego o sprowokowanie z premedytacją pogromu. Jednak podpułkownika w obronę wzięła endecja i w końcu został nawet z jej ramienia posłem na Sejm. Sądy zajęły się więc jedynie bandytami. Trudno to nazwać wymierzeniem sprawiedliwości, a mordy i rabunki, jaki wydarzyły się we Lwowie, stanowią jeden z najbardziej hańbiących epizodów w historii II Rzeczpospolitej. Dla badacza antysemityzmu, takiego jak Götz Aly są świetnym materiałem poglądowym. Czegóż więc mógłby chcieć więcej? A jednak wyraźnie chciałby.

Pogrom lwowski oczami niemieckiego historyka

Swój opis wydarzeń autor zaczyna od stwierdzenia: „Już w tydzień po zdobyciu Lwowa przez wojsko polskie doszło do dobrze przygotowanego pogromu”. Następnie stara się owo ustalenie skonkretyzować. „Organizacja i inicjatywa znajdowały się po stronie wojska i legionów, zwanych też korpusem. Czas trwania pogromu (48 godzin) i sygnał do rozpoczęcia (22 listopada o 4 rano) ustaliło przywództwo wojskowo-polityczne” – pisze. Niestety Götz Aly nie podaje tu konkretnie, o jakie przywództwo chodzi. Może ma na myśli władze Lwowa, a może premiera Jędrzeja Moraczewskiego i naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego. To czytelnik sam musi sobie dopowiedzieć. „Orgia przemocy miała być nagrodą dla żołnierzy i legionistów za «bohaterską odsiecz Lwowa»” - podkreśla autor. Czyli może jednak Żydów w ramach premii za udział w walkach pozwolił mordować Piłsudski? Zwłaszcza, że w następnym zdaniu Aly podkreśla: „Nacjonalistycznym politykom zależało na znalezieniu wewnętrznego wroga i wzmocnieniu – za pomocą krwawego spektaklu – więzi łączących Polskę, która dopiero co odzyskała wolności i niezależność”.

Sam pogrom wedle opisu niemieckiego historyka przebiegł nadzwyczaj sprawnie. „Polscy żołnierze i legioniści przeczesywali domy. Jeśli nie otwierano drzwi, pomagali sobie grantami ręcznymi”. Pomimo nocnej pory nawet logistyka nie zawodziła. „Zgodnie z planem opracowanym wcześniej przez kwatermistrza soldateska wysadzała drzwi większości sklepów i magazynów. Oficerowie podjeżdżali samochodami i kazali ładować «zwłaszcza skóry, tkaniny i artykuły spożywcze»” – opisuje autor. Potem: „dobrze zorganizowani żołnierze samochodami przywozili kanistry z benzyną, sprawnie podpalali pojedyncze domy, metodycznie – pod nadzorem oficerów – otwierali drzwi i okna «żeby poprawić ciąg powietrza»”.

Deja vu - SS i likwidacja gett

Gdy czyta się kolejne strony tego opisu ma się poczucie deja vu. Otóż są one identyczne z relacjami, jak żołnierze SS likwidowali getta w okupowanej Europie. W metodologii działania zgadza się wszystko, nawet dokładne podliczenie tego, co udawało się zrabować Żydom w trakcie ich eksterminowania. Wedle autora we Lwowie zrabowano: „11 milionów koron austriackich w gotówce, kosztowności o wartości 6 milionów, ubrania i bieliznę o wartości 15 milionów oraz towary handlowe warte 50 milionów koron austriackich”. Wszystko pod czujnym okiem kontrolującego przejmowanie majątku „kwatermistrza’.

Jako źródło potwierdzające wszystkie powyższe ustalenia historyk podaje … wspomnienia niejakiego Josepha Tenenbauma wydane w Wiedniu w 1919 r. Pomija zaś setki innych źródeł, spisanych po: angielsku, niemiecku, polsku przez wysłanników rządów Wielkiej Brytanii i USA, zagranicznych dziennikarzy oraz polski i żydowskich śledczych.

Co do późniejszych wydarzeń – sądów doraźnych, aresztowań, rządowej komisji, również to Götz Aly konsekwentnie przemilcza.

W tym miejscu docieramy do zapowiedzianego na początku szczegółu, w którym siedzi diabeł - mianowicie odpowiedzialności za Holokaust.

W przypadku pogromu lwowskiego można rzec cóż za różnica - czy wybuchł spontanicznie, a potem został spacyfikowany przez aparat pastwa, czy też starannie go zaplanowano i zrealizowano z zaangażowaniem godnym Heinricha Himmlera. Przecież tak czy inaczej Polacy zamordowali 72 Żydów oraz obrabowali setki innych. Od strony moralnej faktycznie różnice okazują się trudne do uchwycenia. Jednak są jeszcze liczby oraz daleko idące konsekwencje polityczne.

Gdy zbrodnie następują w wyniku niezorganizowanego wybuchu nienawiści, a państwo usiłuje się im przeciwstawić, to nawet jeśli robi to spóźnione i bez entuzjazmu, jednak liczba ofiar zostaje ograniczona. Pisząc o wystąpieniach antysemickich na polskich Kresach w 1918 r. Götz Aly wylicza, że było: „co najmniej 150 zdarzeń, które pociągnęły za sobą ponad sto ofiar śmiertelnych, większość z nich we Lwowie” i w tym miejscu o dziwo nie mija się z prawdą.

Natomiast, gdy całe państwo zostaje zamienione w aparat zbrodni, który organizuje codzienną logistykę ludobójstwa (miejsca przetrzymywania, transport, selekcję, szybkie egzekucje np. w komorach gazowych), wówczas liczba ofiar idzie w miliony. I tu właśnie tkwi ta drobna różnica miedzy II Rzeczpospolitą a III Rzeszą. Ta pierwsza podczas swego istnienia nie zaplanowała i nie zorganizowała wymordowania wszystkich Żydów. Ba! Żadnemu z jej przywódców nawet coś takiego nie przyszło do głowy.

„Wiem, że ktoś może odebrać tę książkę, jako próbę odwrócenia niemieckiej winy za Holokaust, na dodatek dokonanej przez Niemca. Że chcę odwrócić uwagę od odpowiedzialności, którą ponosimy. Zapewniam jednak, że tak nie jest” – brzmi wypowiedź Götza Aly, cytowana przez portal Onet. Hmmm…

Przeplatanie faktów z tworami własnej wyobraźni

Być może opisując zbrodnie popełnione na Żydach przez: Ukraińców, Rumunów, Węgrów, Greków, Francuzów, etc. niemiecki historyk okazał się w „Europie przeciw Żydom 1880-1945” bardziej rzetelny, niż zajmując się pogromem lwowskim. Być może powstrzymywał się od przeplatania faktów z tworami własnej wyobraźni i za każdym razem nie powstała wizja każąca sądzić, iż wszyscy eksterminowali Żydów wedle podobnego wzorca. Do niego zaś na koniec doszlusowali Niemcy. Rzetelnie ocenić to mogą jedynie badacze zajmujący się od lat ujętymi w monografii epizodami. Acz w przypadku rzetelności wątków polskich ocenę zawrzeć można w jednym stwierdzeniu – pogrom.

Choć twierdzenie, że autor zrównuje III Rzeszę z II RP faktycznie nie do końca jest sprawiedliwe. Dobrą tego ilustracją są tytuły rozdziałów. Ten mówiący o pogromie lwowskim zatytułowano: „Odzyskana wolność – polski szał”. Natomiast dotyczący działań Hitlera i Niemiec po wrześniu 1939 r. otrzymał tytuł: „Wojna, etnopolityka i Holokaust”. A szał oraz dobra organizacja są przecież zupełnymi przeciwieństwami.