DGP: Potrafi pan sobie wyobrazić sytuację, że zostaje na ulicy, bo nie ma dokąd wrócić?
Grzegorz Turnau: Taki epizod może spotkać każdego z nas, z wielu rozmaitych powodów. Czym innym jest bezdomność. Piosenka „Zupa na Plantach” powstała dla fundacji o tej samej nazwie. To społeczność, która pomaga osobom w kryzysie bezdomności. Przy czym musimy pamiętać o kontekście: bezdomność metaforyczna (bardzo atrakcyjna literacko) to jednak nie to samo, co bezdomność realna.
Z natarczywych myśli rodzą się piosenki?
Ależ skąd. To jest zawsze jakiś proces. Ale nie natarczywy. Raczej długotrwały. Przynajmniej u mnie. Z pomysłem piosenki o Zupie zwrócił się do mnie Piotr Żyłka – współtwórca i szef wspomnianej fundacji. Pięć lat temu ruszyli z pierwszą ugotowaną przez siebie zupą na obchód krakowskich Plant. Dziś kilkuset wolontariuszy regularnie patroluje całą aglomerację. Fundacja działa już na wielu poziomach, jest coraz bardziej skuteczna. Organizuje mieszkania, pracę, terapie. Ale ten pierwszy heroiczny ruch – podejście do człowieka bezdomnego z gorącą zupą i podjęcie rozmowy, nawiązanie kontaktu – był kluczowy. Wcześniej słabo znałem tę fundację, choć słyszałem o niej. Aż poznałem Piotra, wstąpiłem do Żywej Pracowni, dowiedziałem się, na czym to wszystko polega. I długo nie mogłem znaleźć słów.
Reklama
Aż myśli zaśpiewały w głowie?
Wiedziałem tylko, że ta piosenka musi być nie o „kimś”, tylko o mnie. I o tym drugim, którego mijam codziennie na ulicy. Pomyślałem wtedy o Igorze Herbucie jako o „tym drugim”. „To mogłeś być ty, to mogłem być ja”. Zaśpiewaliśmy razem, ale to nie jest dialog. Każdy mówi w swoim imieniu. Bo każdy może upaść. Na oczach „tego drugiego”.