Sytuację demograficzną mamy fatalną. Pandemia przyniosła nad Wisłę falę nadmiarowych zgonów i liczba Polaków spada w rekordowym tempie. Według GUS w pierwszych trzech kwartałach 2021 r. urodziło się 253 tys. dzieci, czyli o ponad 20 tys. mniej niż w 2020 r., który pod tym względem i tak był słaby. W tym czasie zmarło aż 372 tys. osób, a więc o ponad 60 tys. więcej niż w roku ubiegłym, w którym śmiertelność już i tak była rekordowa. Co gorsza, nie ma widoków na poprawę. Wskaźnik dzietności w 2020 r. wyniósł zaledwie 1,38. Pod tym względem niemal już spadliśmy do poziomu sprzed wprowadzenia 500+ (1,32 w latach 2014 i 2015). Według wstępnych danych spisu powszechnego z 2021 r. w porównaniu z 2011 r. liczba ludności w wieku przedprodukcyjnym spadła o 3,4 proc., natomiast w wieku produkcyjnym o 7,7 proc. Równocześnie drastycznie wzrosła liczba ludności w wieku emerytalnym – aż o 28 proc. To dramatyczne dane. Zrozumiałe, że politycy szukają dróg wyjścia z kryzysu demograficznego. Coraz bardziej wyszukanych.

Emerytura zależna od pensji dzieci?

Analizowany właśnie pomysł powiązania wysokości emerytury z dochodami dzieci lub ich składkami na ZUS może się nawet wydawać na pierwszy rzut oka uzasadniony. Wszak nasz system ma charakter repartycyjny – dzisiejsi pracownicy płacą składki de facto na dzisiejsze, a nie na swoje przyszłe świadczenia. W zamian za to otrzymają świadczenia sfinansowane ze składek następnych pokoleń. Stabilność systemu jest więc uzależniona od odpowiedniej liczby dzieci, które będą go kiedyś utrzymywać. Przyszli emeryci, którzy obecnie równocześnie pracują i mają dzieci, dokładają się w niego w dwójnasób, płacąc składki oraz zapewniając państwu przyszłych płatników (jeśli ci nie wyjadą). Niestety proponowana przez rządzących „emerytura alimentacyjna” niosłaby za sobą więcej szkód niż pożytku – nie uzdrowiłaby sytuacji demograficznej, za to pogłębiłaby nierówności ekonomiczne.
Reklama

Sprawiedliwa MAMA

Gdyby emerytury alimentacyjne były faktycznie dobrym pomysłem, to zapewne wiele państw – zamożniejszych i sprawniejszych od naszego – już by takie rozwiązanie wprowadziło. Gdzie one są? Jako przykład często przytacza się Francję, jednak na wyrost. Tamtejsi emeryci, którzy wychowali co najmniej trójkę dzieci, mogą się ubiegać o podwyższenie świadczenia o 10 proc. Tak więc wysokość emerytury nad Sekwaną jest częściowo zależna od liczby wychowanych dzieci, a nie ich dochodów lub składek.