Jednak podpisane przez Władimira Putina dekrety będą miały wiele daleko idących skutków międzynarodowych. Na razie jest za wcześnie, by rozstrzygać, jakie będą dalsze działania Kremla, ale spośród wszystkich możliwych scenariuszy można wyróżnić dwa podstawowe. Jeden dałoby się zamknąć frazą, że poniedziałkowa decyzja to już koniec eskalowanego od listopada 2021 r. napięcia. Drugi, że to dopiero początek.
W tej pierwszej wersji uznanie DRL i ŁRL i oficjalne wprowadzenie rosyjskich wojsk (które i tak już tam były od niemal ośmiu lat) zostałoby przedstawione przez propagandę jako wielki sukces polegający na uratowaniu rosyjskojęzycznej ludności Donbasu przed ludobójczymi planami Kijowa. Jak bardzo absurdalnie by to brzmiało, taką narrację media państwowe z Moskwy przyjęły już kilka tygodni temu. Chociaż Rosji nie udało się osiągnąć celu numer jeden, zrealizowany w poniedziałek scenariusz mógłby zakończyć trwające od listopada napięcie. Kreml skupiłby się na rozwadnianiu zachodniej reakcji, zakulisowym przekonywaniu ustami swoich Russlandversteherów, że Zachód nie powinien wprowadzać maksymalnego wariantu planowanych sankcji, bo przecież czarny scenariusz w postaci pełnowymiarowej inwazji, bombardowania Kijowa i wymordowania inteligencji nie nastąpił.
W drugim wariancie uznanie DRL i ŁRL to dopiero początek zbrojnej eskalacji na linii rozgraniczenia i po paru dniach (tygodniach, miesiącach, latach) spokoju rosyjska armia do spółki z militarnymi strukturami DRL i ŁRL przystąpiłaby do natarcia, by podporządkować sobie przynajmniej kontrolowane przez władze centralne części Donbasu.
Reklama