Po pierwsze, cholera, nie znaleźliśmy się w stanie wojny. Oddaję stan wiedzy z tamtego momentu: zdarzył się militarny incydent, który powinien wywołać żwawe reakcje odpowiednich służb – i te powinny wydać odpowiednie, raczej powściągliwe, komunikaty. Tak zresztą mniej więcej było. Dobry przykład dał Andrzej Duda, często – i często zasadnie – krytykowany za wodolejstwo, tym razem nie dolewał słów do ognia, tylko uspokajał, kiedy właśnie uspokajać należało.