Ma oto taki, że dzisiaj najbardziej potrzebne szkolnictwu wyższemu jest ściślejsze powiązanie nauczania z nauką. Bez intensywnej pracy naukowej uczelnie wyższe stopniowo przekształcać się będą w szkoły, nauczające ze starych podręczników nieaktualnych już teorii naukowych. Należy podkreślić, że wspomniane powyżej aspekty działań wspierających polską nauką zapowiadają szersze systemowe zmiany w tej sferze. Mam na myśli ustawy o finansowaniu nauki, o Narodowym Centrum Nauki, o Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, o Polskiej Akademii Nauk oraz o instytutach badawczych dostosowujące polski system do systemu światowego. Ustawy te po przyjęciu ich przez rząd 2 grudnia 2008 roku obecnie procedowane są w Sejmie i można oczekiwać, że wejdą w życie. To swoista nowa konstytucja naszej nauki. Można więc zapytać, po co jeszcze zmieniać ustawę o szkolnictwie wyższym.

Reklama

Otóż, właśnie dlatego, że uczelnie muszą również, a może przede wszystkim, stać się beneficjentami zmian systemowych w nauce. Muszą prowadzić badania naukowe coraz wyższej jakości. Rozumiejąc zatem ciężar odpowiedzialności za przyszłość polskich uczelni, a jednocześnie specyfikę systemu, uznałam, że tylko szeroki udział środowiska akademickiego w przygotowaniu i wdrożeniu reformy może przynieść sukces.

Rozpoczynając dziewiętnaście miesięcy temu prace nad zmianami w nauce i szkolnictwie wyższym powołałam zespół złożony z przedstawicieli wszystkich środowisk: rektorów, naukowców, uczelni publicznych i niepublicznych, a także przedstawicieli świata gospodarki. Pracowaliśmy wspólnie z Parlamentem Studentów RP. Aż 90 tys. pracowników naukowych otrzymało list, w którym informowałam o możliwości włączenia się w konsultacje. Propozycje rozwiązań prawnych komentowano w Internecie, w mediach, w środowiskowych debatach. Wiele z tych uwag przekuliśmy na zapisy. Zmiany w systemie nauki udało się zapisać w postaci projektów ustaw, natomiast zmiany w szkolnictwie wyższym po wniesieniu każdorazowo poprawek przekazywaliśmy do dalszych konsultacji. Uwzględniając wiele uwag, pochodzących nie tylko od rektorów, udało się wypracować konsensus.

I wówczas w debacie publicznej pojawiły się krytyczne głosy, które mieściły się w powtarzanym stwierdzeniu: "najpierw strategia szkolnictwa wyższego, potem reformy". Sprowadzono jednocześnie dyskusję do dywagacji, kto i z jakich funduszy opracuje dokumenty potrzebne rządowi do przygotowania strategii. Zapomniano o tym, że przede wszystkim ich jakość będzie brana pod uwagę wówczas, gdy rząd będzie nad nią głosować.

Trudno jednak przystać na argument, że prace nad reformą szkolnictwa wyższego należy zacząć od wieloletniej strategii, na której brak zresztą sama zwracałam uwagę. Z łatwością można wyobrazić sobie całą długą procedurę od początku, z wypracowaniem strategii rozwoju szkolnictwa wyższego, następnie od nowa założeń reform aż po projekt zmian legislacyjnych. Dlatego doszliśmy do przekonania, że niezbędne reformy, stanowiące jednocześnie część rządowego paktu stabilizacji i rozwoju, należy przeprowadzić jak najwcześniej, nie tylko po to, by je zintegrować ze zmianami w systemie nauki, ale by stworzyć w szkolnictwie wyższym mechanizmy motywowania studentów i młodych naukowców do pozostawania w Polsce.

Wprowadzenie już w najbliższej perspektywie niezbędnych zmian nie oznacza utraty z pola widzenia perspektywy znaczenie dłuższej. W tym celu wypracowaliśmy "mapę drogową" dojścia do kolejnych reform w szkolnictwie wyższym. Według logiki tej mapy założenia reformy powinny stać się punktem wyjścia do przygotowania strategii szkolnictwa wyższego. To właśnie założenia stanowiąc tzw. "małą reformę" i element szerszej rządowej koncepcji stabilizacji i rozwoju, dają wskazania do projektowania głębszych reform. Takie warunki postawiono zwycięzcy przetargu na przygotowania dokumentów strategicznych -- konsorcjum Ernst&Young oraz Instytutowi Badań nad Gospodarką Rynkową. Wielokrotnie o tym mówiono na posiedzeniach kolegiów rektorów, także w Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich.

W dyskusji toczącej się na łamach "Dziennika" i innych pism w Polsce wypowiedzi miały wspólny mianownik: sytuacja w szkolnictwie wyższym wymaga szybkich i gruntownych zmian. A więc nie tylko diagnoza szkolnictwa wyższego, ale też szybkie przemiany społeczne wymagają, by nie wyrzucać do kosza efektu półtorarocznych prac w postaci założeń reformy i nie tracić czasu na rozpoczęcie wszystkiego od początku.

Reklama

Pragnę podkreślić, że autonomia uczelni w proponowanych założeniach reformy szkolnictwa wyższego zdecydowanie się powiększa. Jednym z filarów nowej koncepcji jest bowiem deregulacja standaryzacji kształcenia oraz większa swoboda uczelni w określaniu kierunków i programów studiów.

Ostatnio pojawiły się opinie, że ten rząd nie przeprowadzi zmian w szkolnictwie wyższym, że skończy się na dyskusjach. Prawdą jest, że nawet najlepsze pomysły nie okażą się przydatne, jeżeli zabraknie woli i wiary w zasadność zmian u tych, którzy codziennie są z polskim szkolnictwem wyższym związani i nie mają kompleksów wobec ich kolegów pracujących zagranicą. Jeśli w ślad za nowoczesnymi laboratoriami, budynkami i większymi środkami pójdą również szybkie zmiany legislacyjne, to wierzę, że wspólnie w najbliższej perspektywie otworzymy nową epokę w historii polskiej nauki i szkolnictwa wyższego.