Szkolnictwo wyższe w naszym kraju przeżyło w ostatnim dwudziestoleciu niebywały rozwój, przede wszystkim ilościowy, w niektórych obszarach kształcenia tak ogromny, że wręcz żywiołowy i praktycznie niekontrolowany. Liczba studentów zwiększyła się prawie czterokrotnie, pojawiło się wiele nowych uczelni publicznych i niepublicznych. Mamy obecnie 131 uczelni publicznych (w tym zawodowe) i około 350 uczelni niepublicznych. Jest to, wziąwszy pod uwagę liczbę ludności naszego kraju, rekord świata.

Reklama

Tak znaczący rozwój ilościowy w tak krótkim czasie był możliwy jedynie na tych kierunkach kształcenia, które nie wymagały dużych nakładów inwestycyjnych w bazę dydaktyczną. Są to przede wszystkim kierunki: ekonomiczne, pedagogika, prawo, nauki społeczne, filologie nowożytne i informatyka rozumiana jako programowanie i wykorzystanie komputerów. Kierunki nauk ścisłych i przyrodniczych, medycyna, nauki techniczne, rolnicze rozwijały się pod względem liczby studentów znacznie wolniej, co wynikało z ograniczonej przepustowości laboratoriów i mniejszej presji maturzystów na te kierunki. W konsekwencji obecnie pierwszą grupę kierunków studiuje ponad 85 proc. studentów, a zważywszy na ich liczbę, nie można się dziwić ich trudnościom w znalezieniu zatrudnienia.

Obowiązująca obecnie ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym jest kompromisem różnych interesów i w konsekwencji nie wprowadza zmian systemowych. Jeżeli chcemy reformować szkolnictwo wyższe, a jest to konieczne, trzeba postawić najpierw diagnozę. Moim zdaniem jest ona krótka: znaczący spadek poziomu kształcenia i badań w istotnych dla naszego rozwoju kulturowego i cywilizacyjnego dziedzinach naukowych i kierunkach kształcenia. Ocena celów i kierunków reformy szkolnictwa wyższego zaproponowanej przez minister prof. Kudrycką musi określić, czy konsekwencje proponowanych zmian spowodują wzrost jakości badań i kształcenia.

Kolejne propozycje zmian określono w trzech obszarach: zarządzanie szkolnictwem wyższym, model kariery naukowej oraz studia i studenci. Pamiętajmy, że są to jedynie założenia (w dużej mierze formułowane życzeniowo), od których do odpowiednich zmian legislacyjnych droga jeszcze daleka.

Reklama

czytaj dalej



W grupie zmian proponowanych w zarządzaniu szkołami wyższymi proponuje się powołanie kategorii szkół wyższych określonych jako flagowe, wpisujące się w rozwój regionu i kraju oraz lokalne. Określenia te są nieszczęśliwe, nam potrzeba elity uniwersyteckiej - polskiej "Ivy League" (najwyżej kilkunastu), szkół akademickich (większość) i szkół zawodowych (typu "college") i to niezależnie od ich charakteru szkoły publicznej lub niepublicznej. Szkoły takie powinny się kształtować w wyniku konkurencji i konsolidacji istniejących uczelni.

Reklama

Proponowana zaś konsolidacja dotyczy przede wszystkim małych szkół niepublicznych, a nam potrzeba procesu integrowania się szkół publicznych, które wszystkie niebawem będą uniwersytetami, niestety, tylko w nazwie. Rozdrobnienie polskiego szkolnictwa wyższego jest jednym z istotnych powodów niskiej pozycji polskich uniwersytetów w rankingach światowych. W Krakowie jest ponad dziesięć uczelni, które niebawem będą nosiły w nazwie słowo "uniwersytet". A ile jest uniwersytetów w Londynie, Berlinie, Rzymie?

Jako były rektor jestem orędownikiem wzrostu kompetencji rektora, ale tylko w zakresie zarządzania, także w sprawach finansowych. Tylko rektor może wprowadzić racjonalną politykę płacową, motywującą dobrą i efektywną pracę. Żaden organ kolegialny nigdy w tej kwestii nie podejmie racjonalnej decyzji. Organy kolegialne powinny utrzymać zaś swoje kompetencje w zakresie ściśle merytorycznej działalności uczelni. Proponowane wprowadzenie dwóch kategorii rektora (z wyboru i z konkursu) o różnych kompetencjach i różnym usytuowaniu w strukturze uniwersyteckiej jest niebezpieczne i chyba niepoważne.

Proponowane zmiany w zakresie modelu kariery akademickiej są nieporozumieniem, sformułowane zostały bez rozważenia ich konsekwencji na jakość kształcenia i badań. Zgadzam się, że konieczne jest przyśpieszenie kariery akademickiej, ale drogą do tego nie jest komplikowanie stopnia doktorskiego i wprowadzenie "ramowych reguł kształcenia". Habilitacja to w tradycji uniwersyteckiej prawo do wykładania i powinno się zmodyfikować jej procedurę, ale nie rezygnować z wykładu habilitacyjnego. Komplikowanie procedury habilitacyjnej i prawie całkowite jej oderwanie od jednostki macierzystej nie podniesie poziomu ani nie przyspieszy kariery akademickiej.

czytaj dalej



Proponowane zmiany w obszarze organizacji dydaktyki są skromne i sformułowane ogólnikowo. W sprawie odpłatności za studia i systemu stypendialnego właściwie nic nowego tu nie ma, choć konieczne są zasadnicze zmiany systemowe. Odpłatność (raczej współpłatność) za studia połączona z gruntowną reformą systemu stypendialnego będzie możliwa dopiero po odpowiedniej nowelizacji Konstytucji RP. Jak długo nie będzie na to szans politycznych, tak długo debata na ten temat jest stratą czasu.

W zakresie organizacji badań autorzy założeń reformy, poza propozycją nowych instytucji i obietnicą rozsądnego poziomu finansowania badań, niczego nie zaproponowali. Czyżby uznali, że ten obszar nie wymaga żadnych zmian?

Podsumowując, stwierdzam, że potrzebujemy ustawy, która w sposób systemowy zreformowałaby szkolnictwo wyższe i wprowadzałaby mechanizmy regulacyjne zamiast regulacji szczegółowych, których w propozycjach (choć to tylko złożenia) jest stanowczo za dużo.