Do adwokata zgłosiła się kobieta, której kilkunastoletni syn po zażyciu dopalaczy dostał na dyskotece ataku. Diagnoza lekarska nie pozostawiła nadziei: trwałe upośledzenie ruchowe. Panie mecenasie, co ja mam teraz zrobić, kogo pociągnąć do odpowiedzialności? – pytała kobieta prawnika.
To pytanie jest jednym wielkim wyrzutem pod adresem prawa, które od kilku lat nie uporało się z problemem substancji psychoaktywnych. Od lat grę z prawem prowadzą handlarze z fun shopów. Efektem tej gry jest rosnąca liczba pacjentów po dopalaczach na szpitalnych oddziałach toksykologicznych.
Jak dotąd walka prawa z dopalaczami przypomina walkę z wiatrakami. Nie pomogły inspekcje handlowe ani kontrole sanepidu. Kiedy po badaniach laboratoryjnych okazywało się, że dopalacze nie zawierają substancji zakazanych przez ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii, skapitulowali też policja, prokuratorzy, nawet znani ze swej skuteczności kontrolerzy z urzędów skarbowych. A właściciele fun shopów zajęli się handlem obwoźnym i sprzedają dopalacze z samochodów przed dyskotekami. Walkę podjęły na własną rękę lokalne samorządy. Radni z podłódzkiego Zgierza wprowadzili zakaz handlu dopalaczami, ale wojewoda uchylił uchwałę jako niezgodną z prawem.
Stratedzy z resortu sprawiedliwości i ochrony zdrowia powinni się rumienić ze wstydu. Wyprawili się na wojnę z dopalaczami uzbrojeni w przedpotopowe narzędzia walki. Autorzy przepisów chcą zwyciężyć, mnożąc zakazy. Każdego roku zakazują jednej czy drugiej substancji, w czerwcu tego roku zakazali nawet siedemnastu z nich, ale cóż z tego, skoro producenci posyłają zaraz na rynek nowe mieszanki, o nieco zmienionym składzie chemicznym. Przy takiej strategii zmiany w prawie nigdy nie dogonią zmian na rynku. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że zarówno minister sprawiedliwości, jak i minister zdrowia, dobrze wiedzą, jak wygrać. Bo rozwiązanie jest proste. Stosują je z dobrym skutkiem Brytyjczycy. Wystarczy do obowiązującego prawa wprowadzić domniemanie szkodliwości nowego specyfiku. Ten, kto chce z nim wejść na rynek, musi najpierw udowodnić, że wynalazek nie jest szkodliwy dla zdrowia. Do tego czasu nowa substancja jest zakazana, a jej sprzedaż nielegalna. O gotowości wprowadzenia takiego przepisu ministrowie sprawiedliwości i zdrowia już wielokrotnie wspominali.
Przepis ten Sejm powinien był uchwalić jeszcze przed wakacyjną przerwą. Niestety, jak na razie mamy w prawie rozmycie odpowiedzialności, a w perspektywie nieskończoną liczbę nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. A w sklepach z dopalaczami tryumfują wywieszki informujące o kolekcjonerskim przeznaczeniu sprzedawanych produktów. Gdy w grę wchodzi życie i zdrowie młodzieży, w przepisach nie powinno być miejsca na kruczki prawne. Nie chodzi o to, by gonić króliczka, lecz o to, by go złapać.
Komentarze (15)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeRównie dobrze trzeba by zabronić używania płynów: do kąpieli, do naczyń, mydła itp. Racja że jak nieletni to niech się martwią rodzice, racja że to organizatorzy powinni zadbać o to ażeby na imprezach było bezpiecznie , bez narkotyków i przede wszystkim bez małolatów. Ale dzisiaj rodzice mają gdzieś swoje pociechy, nie interesują się tym gdzie dzieci chodzą, z kim się zadają, co robią. Dzieci wpadają w złe towarzystwo, zaczynają brać narkotyki, a jak przyjdzie co do czego to udają cudownych rodziców i szukają winnych tragedii jaka je spotyka. Ludzi!!! zacznijcie interesować się tym co się dzieje z waszymi dziećmi, nie róbcie z takich rzeczy tematu tabu, rozmawiajcie, rozmawiajcie i jeszcze raz rozmawiajcie z waszymi pociechami. Pokazujcie im filmy np. ''MY DZIECI Z DWORCA ZOO'' niech wiedzą jak może skończyć się branie narkotyków.
np. taki "Kret" do czyszczenia rur - producent ma udowodnić że jest nieszkodliwy, czy może dla tego że jest będzie na recepte ;) - a takich substancji mamy co nie miara. Syrop Tusipek w dużych ilościach też podobno dobrze klepie - zakażmy go .
A może by tak przestać się przejmowac co kto robi ze swoim życiem - gdy jest niepełnoletni to niech martwią się rodzice, a gdy jest to niech moraliście się odpiepszą.
Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Za wielki to interes, żeby nie miał potężnego lobby, które siedzi w kieszeni dystrybutorów tego paskudztwa.
Po drugie - historia uczy, że prohibicja marną ma przyszłość.
Z teorii systemów wynika, że takie układy są samonapędzające się. Następuje selekcja naturalna i system funkcjonuje nadal. Do punktu bifurkacyjnego, w którym pojawia się nowy środek lub moda. I tak ad mortus usrantum.
Walczyć z tym można na poziomie osobniczym. Zatem rodzina i najbliżsi jedynie, o ile mają wystarczająco siły i czasu, są w stanie odciągnąć i detoksykować delikwenta.
A jak wiadomo, wszelkie tzw akcje nigdy nie przynosiły pożądanych skutków.
Tylko paru głośniej krzyczących wypnie pierś po medale - i to jedyny efekt.
Nie znaczy to, że należy czekać z założonymi rękoma. A dowód na to - ś.p. Kotański. Ale ten, jak apostoł - schodził "do ludu" a nie pieprzył w prasie.
Niech nie szuka winnego wokół ludzi tylko proponuję spojrzeć w lustro i siebie obwinić
Ludzie siegali, siegaja i beda siegac po substancje psychoaktywne. Casus dopalaczy pokazuje, jak latwo wylac dziecko z kapiela - poczciwa maryska hodowana na lace jest znacznie bardziej bezpieczna i przyjazna dla organizmu niz np. nasaczone jwh ziolka, z dodatkami bog-wie-czego-jeszcze.
Przyklad Holandii juz sie nieco opatrzyl, ale mamy pod reka kolejny kraj myslacych ludzi - w Czechach mozna bezkarnie hodowac do pieciu krzakow marihuany na wlasny uzytek.
Panie Jankowski, moze Pan byc pewny ze palac naturalne ziolka dzieciak nie dostanie ataku - co najwyzej dopadnie go syndrom amotywacyjny badz zdziebko zwolni w rozwoju intelektualnym, jesli bedzie palenia naduzywal.
Dzieki zakazom kupi jakies chemiczne scierwo od dilera (tego zadne zakazy nie zniweluja) i w dalszej perspektywie zaplaci za to znacznie wieksza cene, nie wsponimajac juz o tym jaki moze na jego los miec przypal z policja i kryminalna historia za posiadanie rosliny.
Zauwazenie tego wymaga jednak niejakiego wysilku intelektualnego, znacznie latwiej dezawuowac cos, czego zwyczajnie sie nie rozumie. Metoda zakazow nie sprawdzila sie nigdzie na swiecie, narkotyki obecne sa w kazdym kraju a ich obecnosc na czarnym rynku ma coraz wieksze koszty spoleczne co dobitnie pokazuje Meksyk.
Nie bez znaczenia jest tez inny aspekt tego probelmu - kto najglosniej bedzie protestowac przeciwko legalizacji narkotykow? Ci, ktorzy dzieki nim zarabiaja krocie (gram marysku kosztuje tyle co gram zlota). Bojownicy o swiat wolny od dragow - to dzieki Wam mafie nie musza sie martwic o spadek przychodow.
A Czechom zycze szczescia; oni przynajmniej wiedza co z nim zrobic podczas gdy nas absorbuje strzykanie w krzyzu.
Wiec jak? Wprowadzamy taki przepis? To doprowadzi do paralizu bo wykazac ze cos nie jest szkodliwe jest trudno - nawet woda w butelkach moze byc zabojcza...