PAULINA NOWOSIELSKA: Byli funkcjonariusze SB, którym obniżono emerytury zamierzają teraz składać indywidualne pozwy przed Trybunałem w Strasburgu? Jakie mają szanse?
JAN WIDACKI*: Państwo Polskie będzie przegrywało sprawa po sprawie.
Kiedy będą pierwsze wnioski?
Sądzę, że niebawem.
Powtarzał pan ostatnio często, że w sprawie decyzji o konstytucyjności obniżenia emerytur byłym esbekom, Trybunał Konstytucyjny się skompromitował.
I będą tak dalej mówił. Z wyjątkiem pięciu sędziów, którzy złożyli votum separatum. Cała reszta wcześniej czy później będzie się tego wyroku wstydzić. W grudniu zeszłego roku wydając swoje orzeczenie w sprawie uwzględniania przy liczeniu średniej oceny z religii na świadectwie Trybunał uznał, że bada równość wobec prawa, a nie społeczne konsekwencje działania prawa. Ostatnio jednak zakwestionował swoją dotychczasowa linię orzeczniczą. Przestał być sądem prawa, stał się sądem moralności. To nie jego rola. Konsekwencje tego mogą być daleko idące.
Jakie konkretnie?
Jeśli założymy, że nie narusza Konstytucji ustawa, która nie tyle odbiera przywileje, co karze...
Prof. Andrzej Rzepliński powiedział: Konstytucja nie określa granic czasowych dokonania rozliczeń z systemem komunistycznym. Gdzie tu ryzyko?
To daje możliwość rozliczania się z komunizmem w nieskończoność. Prof. Rzepliński powinien być szalenie ostrożny. Był już projekt ustawy dekomunizacyjnej proponowany przez prawicę. Mówił o wyłączeniu z życia publicznego członków PZPR od stopnia sekretarza Podstawowej Organizacji Partyjnej w górę. Prof. Rzepliński był kiedyś takim sekretarzem w swoim instytucie. Gdyby dziś ktoś taką ustawę napisał, zgodnie z aktualnym orzecznictwem Trybunału, byłaby ona zgodna z Konstytucją.
Sugeruje pan, że prof. Rzepliński kręci sam na siebie bicz?
Myślę czasem, że ludzie są kompletnie nieświadomi tego, co robią. Ale gdyby pan profesor miał w przyszłości wspomniane kłopoty, broniłbym go. Tak samo, gdy teraz przyszło mi bronić esbeków.
Poseł Mularczyk mówi, że nie ma mowy o karaniu byłych funkcjonariuszy, skoro po prostu zrównuje się ich emerytury do średniej krajowej.
Odebranie przywilejów polegałoby na obcięciu tego, co funkcjonariusze mieli ponad to, co reszta obywateli. Gdyby, przy ustalaniu emerytury w miejsce przelicznika 2,6 wstawić 1,3, ci ludzie zostaliby sprowadzeni do powszechnego systemu. Natomiast wobec nich zastosowano przelicznik 0,7 tworząc fikcję prawną. Bo taki współczynnik obowiązuje przy tzw. okresach nieskładkowych. Czyli za okres, gdy ktoś nie pracował (był na urlopie macierzyńskim bądź siedział w kryminale). To już jest represja, a nie zabranie niesłusznie nabytego przywileju. Represja z punktu widzenia socjologicznego, psychologicznego i prawnego. Represje mogą stosować sądy, w trybie indywidualnym. Tu represjonuje ustawodawca stosując odpowiedzialność zbiorową.
Czytaj dalej >>>
Trybunał okazał się łaskawszy w kwestii emerytur ludzi WRON.
Członkowie WRON nie nabyli z tego tytułu żadnych specjalnych uprawnień. Odbierając im część emerytury nie zabrano im przywilejów, tylko ich ukarano. Trybunał doszedł do wniosku, że nie można im obniżyć emerytur za okres służby od 8 maja 1945 roku do 12 grudnia 1981 roku. Obniżono za to od 12 grudnia do nieskończoności. W tym za lata służby w III RP. To absurd.
Zwolennicy ustawy obniżającej emerytury zakwestionowali weryfikację funkcjonariuszy z 1990 roku. Słusznie?
Ależ ta weryfikacja odbywała się zgodnie z ustawą pisaną już w III RP. To dziś państwo złamało dane tym ludziom słowo. Paragraf 8 uchwały Rady Ministrów, która regulowała przebieg weryfikacji mówił, że należy sprawdzić każdego funkcjonariusza z osobna, czy w dotychczasowej swojej służbie w czasach PRL nie złamał prawa, nie naruszył godności innych osób, nie wykorzystywali stanowiska do celów prywatnych. Tylko zweryfikowani mogli ubiegać się o zatrudnienie w UOP czy policji. Nie wiedzieć czemu sędzia Rzepliński wywodził, że w tych przypadkach nie było ciągłości służby. Tymczasem jeśli ktoś w SB był kapitanem, to po weryfikacji został zatrudniony w UOP również w stopniu kapitana. Była więc ciągłość służby i uprawnień emerytalnych. Potwierdzona zresztą ustawą z 1993 roku.
Może to konsekwencje tego, że lata temu nie uporaliśmy się z tematem?
A co należało niby zrobić? Rozwiązać wszystkie formacje w 1990 roku i zacząć od zera? Działały ambasady, szyfry w ambasadach obsługiwał m.in. zarząd wywiadu. W okresie transformacji obce wywiady były u nas bardzo aktywne. Nie można było rozwiązać kontrwywiadu i stworzyć go na nowo z harcerzy. Na ten pomysł dopiero niedawno wpadł pan Macierewicz. Konsekwencje tego są dobrze widoczne w Iraku i Afganistanie. A politycy wypuszczają ustawę, która rodzi absurdy.
Absurdy?
Tak, dam konkretny przykład oficera zwiadu WOP, bo ten zaliczono do organów bezpieczeństwa. Pracował w punkcie granicznym, na Okęciu czy w Terespolu. Po 1990 r., gdy rozwiązywano stare służby powiedział: pocałujcie mnie w nos, idę na emeryturę. Dziś pobiera świadczenia mundurowe w pełnym zakresie. Jeżeli zaś jego kolega zgłosił się do służby w Straży Granicznej w III RP i przesłużył choćby miesiąc, to dziś za cały okres służby w WOP, w czasach PRL ma obniżoną emeryturę. Gdzie konsekwencja? Gdzie sprawiedliwość?
Może gdybyśmy byli konsekwentni, informacja o tym, że Ryszard Kapuściński mógł współpracować z bezpieką nie miałaby takiej siły rażenia?
Kiedyś uważałem, że archiwa powinny pozostać tajne. Teraz myślę, że wszystko, co dotyczy osób publicznych powinno trafić do Internetu. Byle tylko wymienieni mieli prawo przed opublikowaniem złożyć oświadczenie odnoszące się do tego materiału. Na świecie tajemnica państwowa jest inaczej strzeżona. Do tej pory polscy historycy literatury bezskutecznie próbują się dowiedzieć, czy Kraszewski był agentem wywiadu francuskiego. I nie mogą tego sprawdzić w tamtejszych archiwach.
p
*Jan Widacki, poseł Stronnictwa Demokratycznego, pełnomocnik grupy posłów skarżących ustawę o esbeckich emeryturach