Dla naszego rządu najważniejsze jest włączenie do europejskiego prawa mechanizmu blokującego z Joaniny. Krok w kierunku kompromisu w tej sprawie uczynił wczoraj premier. W radiowych "Sygnałach Dnia" Jarosław Kaczyński przyznał, że ważny dla Polski zapis nie musi już być częścią unijnego traktatu. Wystarczy, że zostanie do niego dołączony w formie protokołu.

Reklama

Na pozór subtelna różnica ma kluczowe znaczenie dla powodzenia unijnych rokowań. "Wpisanie Joaniny jako jednego z punktów traktatu byłoby niezwykle trudne. W czerwcu przywódcy Unii uzgodnili bowiem, że nie będą zmieniali treści tego dokumentu. A w Unii złamanie przyjętych zobowiązań jest niedopuszczalne" - podkreśla sekretarz generalna paryskiego instytutu Notre Europe Gaetane Ricard-Nihoul.

Ustępstwo premiera nie osłabia jednak gwarancji, na jakie mógłby liczyć nasz kraj. "Z punktu widzenia działania prawa obie formy są równoważne. Gdyby Joanina znalazła się w protokole, spełniłoby to w pełni polskie postulaty" - mówi DZIENNIKOWI Mark Gray, rzecznik Komisji Europejskiej ds. instytucjonalnych.

Na razie Polska uzyskała od pozostałych krajów UE "polityczną obietnicę", że wraz z likwidacją korzystnego dla nas nicejskiego systemu głosowania w Radzie UE w 2017 r. wystarczy sprzeciw państw zamieszkanych przez 19 proc. mieszkańców Unii, aby decyzja Rady UE została "na rozsądny czas" wstrzymana.

Reklama

Polska, która ma 8 proc. ludności Wspólnoty, będzie mogła wówczas uruchomić Joaninę, zawierając sojusz jedynie z dwoma średniej wielkości państwami Unii. Rząd chce jednak mieć pewność, że w ciągu nadchodzących 10 lat pozostałe państwa Unii nie wycofają się z tego zobowiązania.

"Od wczoraj służby prawne Komisji podjęły analizy, jak wyjść naprzeciw polskim postulatom. Jedną z możliwości jest zapis, że zmiana zasad działania Joaniny będzie możliwa tylko przy jednomyślnym poparciu wszystkich. Inną - zastąpienie deklaracji w sprawie Joaniny protokołem" - tłumaczy nam wysoki rangą dyplomata w Brukseli. Zgodnie z unijnymi regułami deklaracje nie wchodzą w skład korpusu unijnego prawa.

Przesądzone wydaje się także przyznanie Polsce na stałe stanowiska adwokata generalnego w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości (ETS). Dziś ten przywilej, dający znaczący wpływ na orzeczenia luksemburskich sędziów, ma tylko pięć największych państw Unii: Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy i Hiszpania.

Reklama

"To nie wchodzi bezpośrednio do rokowań o traktacie, ale spodziewam się, że przywódcy UE podejmą w tej sprawie specjalną uchwałę" - przewiduje Gaetane Ricard-Nihoul. Jej zdaniem, Polska nie ma natomiast szans na spełnienie ostatniego ze swoich postulatów: zmiany statusu Europejskiego Banku Inwestycyjnego tak, aby strategiczne decyzje były podejmowane jednomyślnie. Polska chce w ten sposób zablokować możliwość wsparcia dla unijnych inwestycji Gazpromu.

Kluczową rolę dla spełnienia polskich postulatów odgrywają przywódcy Niemiec i Francji, których w tym tygodniu odwiedza Lech Kaczyński. "Nicolas Sarkozy zabiega o bliskie kontakty z Polską i innymi krajami Unii Europejskiej, natomiast Rosję traktuje z dystansem" - uznał wczoraj czołowy niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeintung". Francuski prezydent pod koniec tygodnia jedzie do Moskwy.

"Nicolas Sarkozy chce włączyć na pełnych prawach Polskę do europejskiej debaty, bo zależy mu na Unii, która działa skutecznie we współczesnym świecie" - mówi Ricard-Nihoul. Ale ostrzega przed zbyt konfrontacyjnym stylem prowadzenia rokowań: "Na krótką metę to działa, ale w dłuższym okresie, gdy przyjdzie do decydowania o nowym budżecie Unii czy przyjęciu Polski do euro, inni mogą się na Polsce zemścić".


Jędrzej Bielecki Premier Kaczyński twardo stawia warunki przyjęcia traktatu UE. Czy szczyt w Lizbonie może zakończyć się porażką?
Daniel Gros:
Nie sądzę. Przywódcy Unii znajdą formułę, która zadowoli Polaków. Nikt nie zgodzi się, aby z powodu polskich postulatów dotyczących Joaniny traktat został odrzucony, a Wspólnota ponownie znalazła się w kryzysie. Czy mechanizm zostanie wpisany do deklaracji, czy do protokołu - to wobec takiej perspektywy mimo wszystko szczegół. Przed wyborami polski prezydent ma też dodatkowy argument: jeśli inni nie pójdą na ustępstwa, może wszystko zablokować, byle nie stracić władzy. Inni to wezmą pod uwagę, nawet jeśli po cichu większość z nich wolałaby, aby Kaczyńscy przegrali wybory.

Pomoc w spełnieniu polskich postulatów obiecuje Nicolas Sarkozy. Dlaczego sprzyja polskiemu prezydentowi?
Francuski prezydent nie lubi Joaniny, ma też wiele zastrzeżeń do obecnych polskich władz. Ale chce, aby Unia sprawnie działała. Idąc po władzę, obiecał przecież, że wyciągnie ją z kryzysu. Tego zaś nie da się zrobić, jeśli takie kraje, jak Polska i Wielka Brytania są przeciw. Dlatego Sarkozy chce przywrócić dobre stosunki polsko-francuskie, które zostały mocno nadwyrężone za kadencji jego poprzednika.

Aby uzyskać ustępstwa od innych krajów Unii, bracia Kaczyńscy bardzo ostro negocjowali w ostatnich miesiącach. Może to metoda na sukces?

W krótkiej perspektywie to działa. Ale na dłuższą metę Polska może za taką strategię słono zapłacić. Prędzej czy później będziecie przecież też potrzebowali wsparcia innych państw, czy to aby dostać się do strefy euro, czy uzyskać duże dotacje z następnego budżetu Unii. Wówczas inni mogą sobie przypomnieć, że Polska robiła im na złość w ważnych dla nich sprawach. I zemścić się.

Daniel Gros - jest dyrektorem prestiżowego brukselskiego Centrum Europejskich Studiów Strategicznych CEPS