"Musi wreszcie powstać poważny partner do rozmowy o kryteriach takich ograniczeń" - mówi Piotr Zaremba, publicysta DZIENNIKA i jeden z najbardziej doświadczonych sprawozdawców parlamentarnych. Stowarzyszenie zrzeszałoby sejmowych dziennikarzy. Jej zwolennikiem jest Katarzyna Kolenda-Zaleska z TVN. Także pracująca od lat w Sejmie Janina Paradowska z "Polityki" widzi potrzebę takiej organizacji. Podobnego zdania jest Tomasz Machała z Polsatu. "Ograniczenia w dostępie do Sejmu muszą być, ale nie powinny być niejasne i ustalane ponad naszymi głowami" - ocenia reporter "Wiadomości" TVP Marcin Szczepański.

Reklama

Problem nie jest nowy. Kolejne ekipy polityczne od niemal 10 lat robiły wszystko, by ograniczyć funkcjonowanie dziennikarzy w Sejmie. To tutaj przecież toczą się polityczne negocjacje, tutaj wybuchają skandale z udziałem posłów, tu uchwala się ważne ustawy, a media śledzą każdy ruch ich twórców. Wiele z zapowiedzi pozostało niezrealizowanych, jak zarządzenie marszałka Ludwika Dorna z jesieni ubiegłego roku o radykalnym ograniczeniu miejsc dostępnych dla reporterów. Jednak obecne działania władz Sejmu kontynuują tę restrykcyjną politykę wobec mediów. Stałych przepustek uprawniających do poruszania się w kuluarach Sejmu nie dostają ci, którzy pracują przy ul. Wiejskiej niemal codziennie. Na pewno więc spełniają kryteria z par. 32 zarządzenia marszałka Bronisława Komorowskiego, które mówi, że takie karty wydaje się, jeśli czynności zawodowe wymagają "częstej i regularnej obecności w budynkach".

Sprawa jest tym bardziej dziwna, że stałe przepustki dostało już ponad 120 dziennikarzy. Nikt nie wie, kto konkretnie. "Nie udostępnię tej listy, bo to są dane wrażliwe" - odpowiada Szczepański. Tłumaczy, że musi wprowadzać ograniczenia. Faktycznie, przed rokiem w Sejmie akredytowanych było blisko 1500 osób. Teraz - niespełna 900, ale liczba ta rośnie, bo Szczepański musi uwzględniać kolejne odwołania.

Sprawa zaczyna wychodzić poza spór media - władze Sejmu. Do gry wchodzi opozycja. PiS alarmuje, że dokonuje się zamach na wolność słowa. Miałby on polegać na szczególnym pokrzywdzeniu przedstawicieli "Naszego Dziennika" czy Telewizji Trwam przez rządzącą Platformę. Tyle że to nie jest prawda - ograniczenia dotknęły w równie dużym stopniu większość redakcji prasowych i telewizyjnych.

A wszystko dlatego, że to politycy decydują o tym, kto i jak wykonuje w Sejmie zawód dziennikarza. Reporterzy są praktycznie bezradni. Takie organizacje jak Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich są słabe i zazwyczaj nie reprezentują ich interesów. "Nie znają naszych problemów, poza tym mało kto z nas do tych organizacji należy" - mówi Beata Lubecka z Radia Zet.