Ludwik Dorn nie ukrywa, że ma już dość sprawy jego alimentów, która od kilku dni rozpala media. "Problemy mojego życia osobistego stają się narzędziem politycznej polemiki wewnątrzpartyjnej i to w dodatku toczonej publicznie" - pisze były marszałek Sejmu do DZIENNIKA.

Reklama

Od razu zastrzega, że nie zamierza podawać kwot, jakie płaci byłej żonie. "I tak pan Kaczyński odziera mnie z prywatności, ale są pewne granice" - twierdzi Ludwik Dorn. Przypomina też, że w obecnej kadencji Sejmu nie jest już marszałkiem, przez co zarabia mniej o jedną trzecią, a także że niedawno urodziło mu się dziecko.

"Suma zobowiązań (alimenty i spłata kredytu hipotecznego) zrównała się niemal z moimi dochodam" - pisze Dorn i tłumaczy, że dlatego starał się o zmniejszenie alimentów.

Z listu wysłanego do DZIENNIKA wynika ważny wniosek - że drogi Jarosława Kaczyńskiego i Ludwika Dorna ostatecznie się rozchodzą. Co ciekawe, były marszałek Sejmu i wicepremier ostrzega przed prezesem PiS. W ostatnich słowach listu stwierdza wprost, że Polacy mają prawo się bać Jarosława Kaczyńskiego.

Dorn grozi też Kaczyńskiemu sądem. "Zdecydowałem się w najbliższych dniach wysłać pismo przedprocesowe do pana Jarosława Kaczyńskiego z żądaniami wycofania się z zarzutów i przeprosin" - mówi PAP Dorn.

"Jeśli pan Kaczyński nie zadośćuczyni temu postulatowi, jestem zdecydowany wytoczyć mu proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych" - zapowiada.

>>>Michał Karnowski z DZIENNIKA o pożegnaniu Dorna z Kaczyńskim

Reklama

p

Ludwik Dorn
Członek Prawa i Sprawiedliwości

Do Redaktora DZIENNIKA

Szanowny Panie Redaktorze,

W dniu dzisiejszym DZIENNIK zamieścił obszerny artykuł poświęconym oszczerstwom p. Jarosława Kaczyńskiego pod moim adresem oraz mojej na to reakcji. Również w dniu dzisiejszym p. Jarosław Kaczyński w wypowiedzi dla "Sygnałów Dnia" po raz drugi zajął się moją osobą modyfikując nieco moralne zarzuty pod moim adresem, ale z oszczerstw się nie wycofując. Powyższe fakty skłaniają mnie do napisania do Pana listu z prośbą o jego opublikowanie - i w obecnej sytuacji będzie to moja ostatnia wypowiedź w tej żenującej sprawie, w której problemy mojego życia osobistego stają się narzędziem politycznej polemiki wewnątrzpartyjnej i to w dodatku toczonej publicznie.

19 września br. p. Kaczyński w "Sygnałach Dnia" poproszony o komentarz do faktu uzyskania przeze mnie wyróżnienia "Najlepszy poseł" przyznanego przez sprawozdawców parlamentarnych zarzucił mi drastyczne łamanie reguł w pozapolitycznej sferze życia, o czym - jak dodał - można przeczytać w prasie. Zarzut p. Kaczyńskiego skonkretyzował tego samego dnia p. Jacek Kurski w Radiu Zet twierdząc, że chodzi o to, iż nie chcę płacić alimentów.

23 września złożyłem wniosek o skierowanie sprawy oszczerstw panów Kaczyńskiego i Kurskiego do komisji etyki PiS, o czym poinformowałem w odrębnym oświadczeniu.

24 września w "Sygnałach Dnia" p. Kaczyński wycofał się z zarzutów, że nie płacę bądź nie chcę płacić alimentów i stwierdził, że chodzi mu to, że wystąpiłem do sądu o obniżenie alimentów, co uznał za niegodziwość moralną, stanowiącą przesłankę do wykluczenia mnie z Prawa i Sprawiedliwości.

A teraz fakty. Płacę i chcę płacić alimenty, takie na jakie mnie stać. Nie będę podawał tu kwot - i tak p. Kaczyński odziera mnie z prywatności, ale są pewne granice. Wysokość obecnych alimentów została ustalona w porozumieniu z moją byłą żoną w grudniu 2006 roku, gdy byłem wicepremierem. Gdy objąłem funkcję marszałka Sejmu moje dochody nieznacznie wzrosły. Po ostatnich wyborach jestem tylko posłem, a moje dochody zmniejszyły się o ok. jedną trzecią. W kwietniu br. urodziła się mi córka, a żona zawiesiła w związku z tym działalność gospodarczą. Suma zobowiązań (alimenty i spłata kredytu hipotecznego) zrównała się niemal z moimi dochodami. Stąd decyzja o wystąpieniu o obniżenie alimentów do wysokości możliwej dla mnie do zapłacenia.

Po drugie, z tego co wiadomo publicznie, p. Kaczyński formułując zarzuty moralne pod moim adresem opierał się na artykule w bulwarówce "Superekspres" oraz liście mojej byłej żony skierowanym do niego (taką informację podało Radio Zet). P. Kaczyński przed sformułowaniem publicznie negatywnego moralnego osądu mojej osoby nie zechciał poprosić mnie o wyjaśnienia. Jeśli nie chciał nawiązywać ze mną osobistego kontaktu - co jestem w stanie zrozumieć - mógł skierować moją sprawę do partyjnej komisji etyki. Tam i tylko tam mógłbym podać kwoty płaconych alimentów, dane dotyczące dochodów i kwotę obniżenia alimentów. Dodam, że dla celów porównawczych poprosiłbym o podanie kwot alimentów płaconych przez innych członków PiS znajdujących się w podobnej do mnie sytuacji rodzinnej, w tym niektórych najbliższych politycznych współpracowników p. Kaczyńskiego, a których wysokość nie budzi moralnej troski p. Kaczyńskiego, choć są niższe od płaconych przeze mnie. Wydaje mi się, że p. Kaczyński złamał porządek "braterskich upomnień" i z miejsca postanowił ogłosić, że jestem "jako poganin i celnik". Zalecam mu lekturę źródła ( Mt.18, 15-20).

Po trzecie, p. Kaczyński nie skorzystał z okazji, by wyciszyć szkodzący nie tylko mnie, ale jemu i partii rozgłos publiczny wokół jego stwierdzeń. 20 września, po zapoznaniu się z treścią jego wypowiedzi zadzwoniłem do jednego z jego bliskich współpracowników i poprosiłem go, by przekazał mu informację, że jeśli w ciągu najbliższego tygodnia wycofa się w sposób dla niego dogodny, a dla mnie możliwy do zaakceptowania z rzuconego oszczerstwa, to nie będę sprawy podnosił publicznie. Mój rozmówca nie oddzwonił.

Nie chcę mieszać spraw osobistych z polityką, ale jestem do tego zmuszony. W wypowiedzi z 24 września p. Kaczyński sformułował osobliwą moralną doktrynę zobowiązań rodzinnych, którą członkowie partii winni realizować pod groźbą wykluczenia z PiS. Po pierwsze, że decyzja o urodzeniu kolejnego dziecka nie może obniżać standardu materialnego już urodzonych dzieci (jest to jeden z głównych argumentów za aborcją i szeroko rozumianą antykoncepcją wysuwany przez najbardziej prymitywnych intelektualnie zwolenników takich rozwiązań). Po drugie, że w rodzinie obowiązuje specyficznie rozumiane ordo caritatis, czyli że potrzeby (także materialne) dzieci urodzonych wcześniej mają pierwszeństwo przed potrzebami dzieci urodzonych później. Oba te punkty są nie do utrzymania ze względów moralnych i logicznych, chyba że p. Kaczyński w ramach swojej doktryny uznaje, że potrzeby dzieci z pierwszego związku mają pierwszeństwo przed potrzebami dzieci z następnego związku. Wtedy jego doktryna broni się z punktu widzenia logiki natomiast moralnie jest nadal niegodziwa.

Otóż wyznawcy takiej doktryny Polacy mają prawo się bać.

Z poważaniem
Ludwik Dorn