Krzysztof Piesiewicz, obrońca działaczy "Solidarności" w stanie wojennym:
Już w 1989 r. dostrzegałem po stronie "Solidarności" liczne pęknięcia i animozje. Miały źródła mentalne, historyczne, środowiskowe. Jeszcze w 1985 r. zrobiliśmy z Krzysztofem Kieślowskim film pt. "Bez końca", który pokazywał jak władza w stanie wojennym niszczy "Solidarność" wykorzystując te podziały. To, co dziś najbardziej boli, to zachowania polityków, którzy starają się te podziały wyciągać na zewnątrz. W PRL miałem poczucie, że Polacy, żyjąc w opresyjnym systemie, są wewnętrznie wolni, dziś w czasach wolności stali się zniewoleni wewnętrznie.

Reklama

Wiesław Chrzanowski, działacz niepodległościowy, polityk ZChN:
Dziś politycy grają pamięcią historyczną. Specjalnie nasilają podziały dla celów politycznych, uzyskania wpływów. Oczywiście nie jest to szlachetne działanie. W Polsce wciąż nie ma nurtów prezentujących określoną wizję Polski. Programy partii są co najwyżej na jedną kadencję, stąd szuka się głosów na wszystkie sposoby. Stąd świętowanie 20-lecia odzyskania wolności staje się mniej ważne niż chęć zysku politycznego. Obchody są wykorzystywane instrumentalnie, jedni jadą w jedną stronę Polski, inni w inną.

Janusz Reykowski, uczestnik Okrągłego Stołu po stronie PZPR:
Jak obserwowałem opozycję w czasie Okrągłego Stołu to zupełnie nie spodziewałbym się, że tak się podzieli. Wydawała się być zwartą drużyną, w przeciwieństwie do strony rządowej. Dzisiejsze podziały psują nastrój święta, ale nie jest to jakieś poważne niebezpieczeństwo. To są konflikty personalne, do których większej wagi bym nie przywiązywał. W dużym stopniu są one wywoływane przez polityków, i nie mają silnego odzwierciedlenia w społeczeństwie.

Henryk Wujec, poseł Sejmu kontraktowego z listy "Solidarności":
Podziały w czasie obchodów są dla mnie zaskoczeniem. Tyle że dotyczą polityków, najwyższych kręgów władzy. Zwykli ludzie chcieliby świętować razem i takie oddzielne obchody wzbudzają ich zażenowanie. Byłem na uroczystościach w Lublinie, które organizował marszałek województwa i była na nich cała społeczność lokalna. Jeśli zwykli ludzie na czas świętowania rezygnują z podziałów, to szkoda, że nie potrafią tego zrobić politycy. Gdy w Niemczech będą obchody upadku muru berlińskiego, to na pewno będą świętować razem, a nam będzie żal, że tego nie potrafimy.

Reklama

Abp Tadeusz Gocłowski, biskup gdański w 1989 r., duszpasterz ludzi pracy:
Polityka niszczy etos "Solidarności". Dlatego nie doszło do wspólnych obchodów, choć była na to szansa. Nie można się dziwić, że w tak dużym narodzie są różnice. Często wynikają one jeszcze z mentalności postkomunistycznej. Nie rozumiem jednak, dlaczego nie można było ich przezwyciężyć i wspólnie świętować. Według mnie z tego samego powodu nie doszło do wielkiej koalicji PO i PiS, mimo że większość społeczeństwa jej chciała. Niestety sytuacje personalne, postawy osobiste bardzo rzutują na politykę.

Ryszard Bugaj, w 1989 r. poseł w Sejmie kontraktowym:
Na szczęście nie spełnił się scenariusz najgorszy - wojny północy z południem. Ja jestem przeciwny tym, którzy chcieliby zrobić z rocznicy promocję Polski na zewnątrz. To nasze święto. Fatalnie zaczął Tusk, powinien zacząć od porozumienia z „Solidarnością”. Mogło dojść do ugody. I jej wydźwięk mógłby być taki: różnimy się pięknie, ale w wielu sprawach się zgadzamy. I martwię się tym, że tak się nie stało. W całej sprawie mamy trójkąt prezydent-premier-związek zawodowy "Solidarność". Szkoda, że to nie zostało zrobione razem.