To w historii dyplomacji wyjątkowa sytuacja. W drodze do ukraińskiej stolicy szef niemieckiego MSZ Frank-Walter Steinmeir wyląduje na warszawskim Okęciu, aby zabrać na pokład Radosława Sikorskiego. Obaj polecą oficjalnym samolotem kanclerskim, na którego skrzydle widnieje napis „Luftwaffe” i czarny krzyż niemieckich sił powietrznych. Polskie źródła dyplomatyczne przyznają, że ze względu na złe skojarzenia z III Rzeszą przedstawiciele naszych władz próbowali przekonać Berlin do zamalowania obu napisów na czas rejsu. Ale ze względów protokolarnych okazało się to niemożliwe.
Mimo to Radosław Sikorski zdecydował się na wspólny lot, bo Ukraina potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek wsparcia. Jej dochód narodowy spada w tempie 20 proc. w skali roku, zadłużony na blisko 10 mld dolarów ukraiński Naftohaz nie ma pieniędzy na zapłatę za rosyjski gaz, a przed styczniowymi wyborami prezydenckimi politycy tak bardzo się pokłócili, że rząd nie jest w stanie od wielu miesięcy mianować ministrów obrony, spraw zagranicznych i finansów.
"Zablokowane są zupełnie podstawowe reformy, jak wprowadzenie prywatnej własności ziemi. Bez tego nie ma mowy o zagranicznych inwestycjach i udzielaniu kredytów" - przyznaje rzecznik MSZ, Piort Paszkowski.
Steinmeier i Sikorski spotkają się w Kijowie z głównymi kandydatami w walce o prezydencki fotel: premier Julią Tymoszenko, liderem pro-rosyjskiej Partii Regionów Wiktorem Januchowyczem, odchodzącym prezydentem WIktorem Juszczenką i czarnym koniem zbliżającego się głosowania, pro-zachodnim liberałem Arsenem Jaseniukiem.
"Nasze przesłanie będzie dla nich jasne: jeśli zawieszą niekończące się kłótnie i będą wspólnie działać dla ratowania kraju, mogą liczyć na poważne wsparcie ze strony Unii Europejskiej" - mówią nam źródła dyplomatyczne.
Chodzi przede wszystkim o wypłacenie przez MFW drugiej transzy wartej 16 mld dolarów pożyczki na ratowanie ukraińskich finansów. Fundusz nie chce uruchomić tych pieniędzy, póki Kijów nie zacznie reformować gospodarki. Ale Niemcy, trzecia największa gospodarka świata, po USA i Japonii, mają wystarczające wpływy, aby zmienić to stanowisko. Unia mogłaby także zaangażować się w modernizację ukraińskiej sieci przesyłowej gazu, a nawet wesprzeć budowę stadionów, dróg i hoteli potrzebnych przed Euro 2012.
Do niedawna polityka Warszawy i Berlina wobec Ukrainy mocno się różniły. My dążyliśmy do stopniowej jej integracji z Unią, Niemcy nie chcieli o tym słyszeć. Ale dziś oba kraje z przerażeniem patrzą, jak sytuacja nad Dnieprem grozi implozją kraju, interwencją Rosji i międzynarodowym kryzysem o trudnej do oszacowania skali.
"Wspólna podróż pokazuje, jak blisko Polska i Niemcy współpracują, gdy idzie o politykę wschodnią" - przyznaje John Reyels, rzecznik ambasady Niemiec w Warszawie.