Przewodząca Unii Szwecja chce doprowadzić jak najszybciej do zatwierdzenia kandydatury Barroso przez Parlament Europejski. Ma wsparcie Polski. Jednak opór stawiają dwie unijne potęgi: Niemcy i Francuzi. Choć nie wycofują się oficjalnie z poparcia Barroso, to nie chcą się spieszyć z jego wyborem. Dlaczego? Jak mówi jeden z polskich europosłów, żeby maksymalnie osłabić pozycję szefa Komisji. "Barroso wybrany na drugą kadencję z silną pozycją mógłby zostać liderem europejskiej centroprawicy i silnym szefem Komisji" - mówi europoseł.

Reklama

>>>Bez podpisania Traktatu nie ma komisarza

Dlatego Niemcom i Francuzom zależy, by rozdanie foteli unijnych komisarzy faktycznie rozegrało się między rządami. Wprawdzie o przydziale tek decyduje szef Komisji, ale to, na ile jest w stanie przeforsować kandydatury, zależy od jego politycznej pozycji w Unii. Rola słabego szefa Komisji faktycznie zostałaby ograniczona do kwitowania międzyrządowych uzgodnień. Jak tłumaczą nasi rozmówcy, obu krajom zależy, żeby wybór szefa komisji odbył się po wrześniowych wyborach do Bundestagu, a może nawet po październikowym rozstrzygnięciu referendum w Irlandii w sprawie traktatu lizbońskiego.

>>>Huebner rezygnuje. Nie będzie komisarzem

Polska ma inne cele. "Nie jest w interesie mniejszych krajów stawianie Barroso pod ścianą" - tłumaczy nam jeden z członków rządu. I dodaje, że chcemy wspierać Szwecję w próbach doprowadzenia do szybkiego zatwierdzenia szefa Komisji. Dlaczego? Bo wybór Barroso to gwarancja dobrej teki dla naszego komisarza. Na przykład od spraw gospodarczych dla Janusza Lewandowskiego, który jest faworytem premiera. "Lewandowski jest na tyle dobrym kandydatem, że może swobodnie przewodzić także innym komisjom, niekoniecznie gospodarczej" - przekonuje europoseł Krzysztof Lisek.

Reklama



Z naszego punktu widzenia przeciąganie wyboru Barroso niesie jeszcze dwa zagrożenia. "Część sił chce pakietu trzyelementowego: czyli powiązania wyboru szefa Komisji z wyborami prezydenta Unii i szefa spraw zagranicznych" - mówi Jacek Saryusz-Wolski.

Reklama

W europejskich układankach jeden z wariantów tego pakietu to: Barroso, Gonzales i Frattini. Taki scenariusz byłby dla Polski groźny, bo oznaczałby, że politycy z południa Europy biorą wszystko. "A dla Polski i naszych sąsiadów ze Skandynawii i wschodu ważna jest równowaga geograficzna" - tłumaczy Saryusz.

Drugie zagrożenie to forsowane przez Francję pomysły na wspieranie własnej gospodarki, a nie działanie na całym unijnym rynku. Francuzi liczą na to, że osłabiony szef Komisji łatwiej zgodzi się na różne protekcjonistyczne pomysły.

"Barroso już nas chronił. Energicznie sprzeciwiał się pomysłom Francuzów jak euroobligacje czy dotowanie własnego przemysłu" - wyjaśnia osoba z rządu. Dzięki temu, gdy Niemcy wprowadzili dopłaty do sprzedaży samochodów, to skorzystała z tego także nasza gospodarka. Niemcy nie mogli ograniczyć się do dotowania sprzedaży tylko w niemieckich salonach.