Przewodniczący rozprawie sędzia Jarosław Góral miał inne zdanie niż dwaj pozostali sędziowie. To właśnie chce wykorzystać obrońca posła Zawiszy w odwołaniu.

Mec. Piotr Kruszyński uważa, że sąd powinien uznać oświadczenie Zawiszy za prawdziwe, bo podjął on współpracę na rozkaz przełożonego z wojska, albo że jego sprawę trzeba umorzyć, bo poseł działał w wyniku błędu, pisząc w oświadczeniu, że nie był agentem. Informację IPN, że to nie on jest na "liście Wildsteina", Zawisza uznał za stwierdzenie, że nigdy nie był niczyim agentem.

W ustnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia Adam Liwacz odrzucił argumenty obrony. "Nieznajomość prawa szkodzi" - Liwacz przywołał rzymską maksymę, by uzasadnić, że nie było to działanie w wyniku błędu, bo lustrowany "jest przecież osobą tworzącą prawo".

Odwołanie posła rozpatrzy już Sąd Apelacyjny, a nie II instancja Sądu Lustracyjnego, który przestaje istnieć 15 marca - gdy wchodzi w życie nowa ustawa lustracyjna.

Poseł Samoobrony z Tarnowa, 63-letni płk rezerwy, przyznał przed sądem, że gdy w 1963 r. skierowano go do tajnej jednostki, podpisał tam zgodę na współpracę z kontrwywiadem jako tajny współpracownik "Renata".