Na trop spotkania DZIENNIK trafił zupełnie przypadkowo. "Spotkałem Giertycha. Opowiadał, że jedzie do Kaczmarka, by udokumentować jego wiedzę na temat rządów Kaczyńskich" - usłyszeli dziennikarze wczoraj od jednego z polityków. Postanowiliśmy sprawdzić, czy szef LPR rzeczywiście ma takie plany. Szybko okazało się, że Giertych rzeczywiście jest już we Włoszech.

Około południa udało nam się z nim połączyć. Czy to prawda, że pojechał pan do Włoch, by nagrać Janusza Kaczmarka? - zapytał DZIENNIK. Były wicepremier był wyraźnie zaskoczony, że mamy tę informację.

"Nie jestem Ziobro. Nikogo nie nagrywam, nie ma takiego zwyczaju" - odparł Giertych, ale po chwili przyznał, że jest we Włoszech. "Chce pan udokumentować wiedzę Kaczmarka?" - dociskali dziennikarze. W odpowiedzi usłyszeli: "Dużo wiecie, ale mogę tylko potwierdzić, że jestem we Włoszech."

Przez kilka kolejnych godzin były wicepremier nie odbierał już telefonu. Milczał również telefon Janusza Kaczmarka. Tajemniczo zniknął również najbardziej zaufany współpracownik Giertycha Wojciech Wierzejski. "Poseł będzie zupełnie nieuchwytny do poniedziałku" - tłumaczył asystent, który odebrał telefon posła. Może jest we Włoszech? "Nie mogę komentować" - uśmiechnął się tylko asystent Wierzejskiego.

Po wielu próbach, po południu DZIENNIK w końcu dodzwonił się znów do Giertycha. "Mogę tylko potwierdzić, że jestem we Włoszech" - powtarzał były wicepremier w odpowiedzi na każde nasze pytanie. W końcu, tuż przed 17, sam zadzwonił. "Przyznaję, spotkałem się dziś z Kaczmarkiem" - stwierdził.

Po co? "Z dwóch powodów. Po pierwsze, chodzi o polityczne przygotowanie wniosku o konstruktywne wotum nieufności. Po drugie, chciałem dowiedzieć się wcześniej od niego, o co chodzi, co takiego wie, że Kaczyński tak go zwalczają" - relacjonował Giertych. Jak zaznaczył: "na wszelki wypadek". I jak dodał, to, co usłyszał, jest "wstrząsające".

"Myślę, że sam minister wkrótce powie o tym publicznie" - zapowiada Giertych. Z innych źródeł wiemy, że Janusz Kaczmarek na sobotę lub niedzielę planuje kolejną konferencję prasową.

Skąd ten pośpiech? Liderzy LiS boją się, że Kaczmarek zaraz po powrocie do kraju, jeszcze w drodze z lotniska, może zostać zatrzymany przez CBŚ. Z nieoficjalnych informacji DZIENNIKA wynika, że prokuratura rzeczywiście zamierza postawić byłemu szefowi MSWiA zarzut składania fałszywych zeznań. Jednak nawet jeśli doszłoby do spektakularnego zatrzymania zgodnie z prawem, Kaczmarek nie mógłby być pod takim zarzutem zamknięty w areszcie. Jest on bowiem zagrożony zbyt niską karą: do trzech lat więzienia. A wciąż nie ma wystarczających dowodów potwierdzających główne podejrzenie stawiane przez premiera wobec Kaczmarka: o ujawnienie Andrzejowi Lepperowi informacji o planowanej w resorcie rolnictwa akcji CBA.

W taki powód dymisji Kaczmarka Giertych nie wierzył od początku. Twierdził publicznie, że Kaczmarek stracił stanowisko w związku z jego wiedzą na temat działań prokuratury i służb specjalnych. Politycy Ligi tłumaczyli też, jaki cel przyświecał ich inicjatywie zgłoszenia Kaczmarka na fotel premiera. "Kaczmarek miałby wtedy swoje wystąpienie w Sejmie, w czasie którego mógłby dużo powiedzieć o tym, jak naprawdę wyglądają rządy Kaczyńskich" - tłumaczył DZIENNIKOWI jeden z polityków LiS.

Przy okazji wystąpienia wygłoszą w imieniu wnioskodawców Roman Giertych i Andrzej Lepper.

















Reklama