W warszawskiej archikatedrze pw. św. Jana Chrzciciela odprawiono mszę św. w intencji 96 ofiar katastrofy polskiego samolotu Tu-154M. Po niej przed Pałac Prezydencki przeszedł "masz pamięci". W środę mija siedem miesięcy od tragedii pod Smoleńskiem.

Reklama

Po marszu, przed Pałacem Prezydenckim zgromadziło się, według szacunków dziennikarzy ok. 1,5 tys. osób. Zgromadzenie zakończyło się ok. godz. 22.

"Wiem, że być może jutro znów ten pochód, a w istocie procesja, zostanie opisana przez ludzi opętanych przez nienawiść i strach, jako faszystowska manifestacja. Wiem, że znów padną ciężkie słowa, które mają jeden wspólny mianownik, jeden cel: odrzucić prawdę, przeciwstawić się prawdzie, zasłonić prawdę, ale my będziemy tu przychodzić, właśnie po to, by prawdy bronić" - mówił do zebranych prezes PiS Jarosław Kaczyński.

"Są jakieś powody - niech oni sami je wyjaśnią - dla których tej prawdy o Smoleńsku się boją. Boją się tak strasznie, że cała kampania, cały ten szereg różnych operacji, które w tej chwili skierowane są przeciw nam, w gruncie rzeczy zmierzają do tego samego i jednego celu: przestańcie zajmować się Smoleńskiem, porzućcie tę sprawę, porzućcie ten temat. Nie porzucimy go" - dodał.

Reklama

Prezes PiS podkreślał, że Polacy mają prawo do wolności, suwerenności i godności. "Te prawa są dzisiaj deptane przez tych, którzy ukrywają prawdę" - powiedział.

"Nie może zdarzać się to, co zdarzyło się tutaj choćby dzisiaj. Jeden z obrońców prawdy, stary dzielny działacz podziemia, więzień polityczny, Edward Mizikowski został tutaj przewrócony, pobity i jest zatrzymany. Nie wiemy gdzie jest, będziemy się o to pytać, będziemy się domagać, by został zwolniony, ale takie wydarzenia nie mają prawa mieć miejsca w wolnej Polsce" - powiedział Kaczyński.

Rzecznik Komendy Stołecznej Policji Maciej Karczyński powiedział PAP, że mężczyzna, o którym mówił prezes PiS, został zatrzymany przez funkcjonariuszy BOR i przekazany policji, gdyż wtargnął na teren Pałacu Prezydenckiego. Według policji mężczyzna miał w organizmie 1,6 promila alkoholu.

Reklama

Prezesowi PiS przed Pałacem towarzyszyli m.in. posłowie tego ugrupowania Antoni Macierewicz i Artur Górski, a także były szef CBA Mariusz Kamiński i redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz.

Uczestnicy marszu na transparentach mieli m.in. hasła: "Żądamy prawdy", "To nie był zwykły wypadek", "Po zdradzeniu Chrystusa Judasz się POwiesił" i "Chcemy prawdy o zabójstwie prezydenta". Skandowali też hasła, m.in.: "żądamy prawdy", "Jarosław". Część przyszła z zapalonymi pochodniami i zniczami.

Poza momentem, gdy przemawiał lider PiS, zgromadzeni głównie się modlili i śpiewali pieśni religijne i patriotyczne, m.in. "Rotę" oraz "Boże coś Polskę" z frazą "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie". Na chodniku zapalili białe i czerwone znicze.



Organizatorzy oficjalnie zakończyli manifestację przed godz. 22. Kilkanaście minut później policja przywróciła ruch na Krakowskim Przedmieściu. Przed pałacem pozostawało wówczas ok. 300 osób, które odmawiały różaniec.

Jak powiedział PAP Karczyński, zgromadzenie przebiegło spokojnie, policja nie zanotowała poważniejszych incydentów. Podobne marsze odbyły się w sierpniu, wrześniu i październiku. Przed miesiącem, gdy mijało pół roku od katastrofy, w marszu wzięło udział około trzech tysięcy osób.

Wcześniej w środę, od godz. 19 kilkaset osób wzięło udział we mszy św. w archikatedrze pw. św. Jana Chrzciciela; byli członkowie rodzin ofiar tragedii, w tym Kaczyński. Kościół był pełen wiernych, ludzie zgromadzili się również na ulicy przed świątynią. W homilii jezuita o. Zdzisław Wojciechowski mówił m.in., że w obliczu istniejących w ojczyźnie podziałów przed Kościołem stoi ogromna praca. "Powinniśmy słuchać Słowa Bożego, powinniśmy nieustannie modlić się, żebyśmy potrafili spierać się ze sobą merytorycznie" - powiedział.

Jak mówił, obecnie "istotą polityki nie jest roztropne szukanie dobra wspólnego, ale swoisty teatr, w którym często odgrywamy nie swoje role, tylko role napisane nam przez kogoś innego". "W takiej sytuacji troska o dobro ojczyzny (...), jest naprawdę trudnym zadaniem dla każdego, kto chce swoją wiarę realizować w sferze politycznej" - powiedział o. Wojciechowski. Dodał, że służbę publiczną powinny pełnić osoby "mądre, kompetentne, skuteczne, ale nade wszystko święte, żyjące Jezusem Chrystusem".

Na koniec nabożeństwa zgromadzeni również odśpiewali "Boże coś Polskę" z frazą "Ojczyznę wolną, racz nam wrócić Panie".

Przed mszą św., przed godz. 19 przed Pałacem Prezydenckim zgromadziło się ok. stu zwolenników krzyża i drugie tyle gapiów. Ustawili się przed ogrodzeniem budynku, przy ok. dwumetrowym krzyżu, który przynieśli ze sobą. Wcześniej uniemożliwili policji ustawienie pełnego ogrodzenia z barierek na chodniku przed Pałacem. Doszło do przepychanek, podczas których potłuczono większość ustawionych tam zniczy. Jedną z barierek zgromadzeni wynieśli na jezdnię przy Krakowskim Przedmieściu; policja nie interweniowała.

Zgromadzeni trzymali transparenty "Obudź się Polsko, mamy dość", "Jaki prezydent, taki patriotyzm". Skandowali m.in.: "Tu jest Polska, a nie Moskwa" i "Komorowski do Moskwy".

W połowie września krzyż, ustawiony 15 kwietnia przed pałacem w czasie żałoby po ofiarach katastrofy smoleńskiej, został przeniesiony do pałacowej kaplicy. W środę krzyż znów przeniesiono - tym razem do kościoła św. Anny, do kaplicy loretańskiej, gdzie jest pomnik katyński.

W katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem 10 kwietnia zginęło 96 osób, które udawały się na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Wśród ofiar byli m.in. prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria.