PAP: Rozpoczęła pani zarządzanie NFZ w momencie konfliktu z Naczelną Radą Lekarską i związkami zawodowymi. Nie obawiała się pani stanąć na czele Funduszu w takiej sytuacji?

Reklama

Agnieszka Pachciarz: Oczywiście miałam wątpliwości i czuję ogromną odpowiedzialność. Podobno nie ma lepszej metody na poznanie firmy czy instytucji niż w czasie kryzysu - w tej sytuacji pierwszego tygodnia kiedy przedstawiciele części lekarzy mieli za cel konfrontację można znaleźć także przydatną stronę. A w szerszym aspekcie sądzę, że moje spojrzenie z innej strony nie tylko teoretycznej, ale także praktycznej może okazać się przydatne dla tej instytucji.

PAP: Pani pierwsze dni w NFZ to czas negocjacji z lekarzami i próba powstrzymania ich protestu. Jednak to się nie udało. Jak pani ocenia przebieg tych rozmów?

A.P.: Zrobiliśmy bardzo dużo, by osiągnąć porozumienie. Umowa, którą przedstawiliśmy przedstawicielom samorządu, a potem w zarządzeniu była dalece kompromisowa. Myślę jednak, że czegokolwiek byśmy nie zaproponowali, to ten protest i tak miałby miejsce. Zatem bacznie monitorowaliśmy sytuację, reagując tak, by pacjenci nie odczuli jego skutków. Protest okazał się marginalny - średnio jedna recepta na prawie 4 tys. była błędnie wypisywana. I nie chodzi tylko o recepty wypisane w ramach protestu, ale o zawierające jakikolwiek błąd np. w dawkowaniu czy postaci leku. Okazało się, że większość lekarzy zachowała się odpowiedzialnie i wypisywała pacjentom leki z przysługującą im refundacją.

PAP: NRL zawiesiła protest, ale nadal prowadzi go Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy, choć w zmienionej formie. Obydwie organizacje liczą na rozmowy z NFZ i zmianę zapisów w umowach dot. recept refundowanych. Jak ocenia pani obecną sytuację? Czy negocjacje z lekarzami będą kontynuowane?

A.P.: Zarządzenie prezesa zostało opublikowane i weszło w życie w ustawowym terminie. Uwzględniono w nim 80 proc. postulatów lekarzy, ale nie ma i nie będzie zgody na zupełne zniesienie odpowiedzialności lekarzy. I nie chodzi tu o podnoszoną tak często kwestię błędnego PESEL-u, ale głównie o błędy zagrażające życiu i zdrowiu pacjenta, jak np. dawkowanie czy postać leku oraz sądowo potwierdzone próby wyłudzeń publicznych pieniędzy.

PAP: Pojawiają się opinie, że co prawda protest lekarzom się nie udał, jednak pacjenci i tak będą poszkodowani, gdyż medycy będą obawiali się wypisywać recepty refundowane.

Reklama

A.P.: Trzeba pamiętać, że w przypadku placówek, które podpisały z NFZ umowę na świadczenia zdrowotne, nie ma możliwości, by pacjent nie otrzymał recepty refundowanej, jeżeli jest do tego uprawniony. Jeżeli chodzi o prywatne praktyki, to mam nadzieję, że lekarze z myślą o swoich pacjentach będą wypisywali recepty na leki refundowane. Poza tym pacjent zawsze może wybrać inny prywatny gabinet, w którym będzie miał lepsze warunki.

Jeżeli lekarz popełni błąd, określając stopień refundacji, np. nie 30 proc., a 50 proc., to poprawi go aptekarz. Natomiast w przypadku chorób przewlekłych lekarz musi wskazać na recepcie uprawnienia pacjenta - tego nie jest w stanie zrobić aptekarz.

PAP: Nad czym, poza protestem lekarzy, koncentrowała się pani w pierwszych dniach urzędowania w NFZ?

A.P.: Pracujemy nad budżetem na 2013 r. i przygotowujemy się do przyszłego kontraktowania, tak aby nie robić niespodzianek świadczeniodawcom. Zależy mi, żeby umowy były długookresowe, zwłaszcza jeżeli chodzi o szpitale - przynajmniej pięcioletnie - żeby dać tym podmiotom stabilność gospodarczą.

PAP: W mediach pojawiły się informacje o możliwych problemach NFZ związanych z realizacją planu finansowego na 2012 r.

A.P.: Wpływy ze składki są niższe mniej więcej o 400 mln zł, ale panujemy nad sytuacją. Nie jest ona gorsza niż w 2011 r., a tegoroczny budżet - w porównaniu z ubiegłorocznym - był skonstruowany według prognoz z pierwszego półrocza, które były dość optymistyczne. Z analiz poprzednich lat wynika, że pierwsze półrocze jest zawsze słabsze. Ponadto posiadamy rezerwę ogólną, wynoszącą ponad 620 mln zł, jest też fundusz zapasowy, który przekracza ponad 650 mln zł.

PAP: Czy szpitale w tym roku mogą liczyć na zwrot pieniędzy za nadwykonania?

A.P.: Za wcześnie, żeby o tym mówić. Analizujemy sytuację, ale szpitale muszą przestrzegać umów, pilnować limitów i planować świadczenia. Nie ma wytłumaczenia dla nadwykonań np. w ortopedii, inaczej jest z intensywną terapią.

PAP: Podkreślała pani, że NFZ będzie promował jakość i efektywność świadczeniodawców. Na czym miałoby to polegać?

A.P: Oprócz akredytacji konieczna jest analiza procedur wewnątrz oddziałów szpitalnych. W oparciu o Jednorodne Grupy Pacjentów (system rozliczeń szpitali z NFZ - PAP) możemy dokonywać oceny jakości pracy i charakteru leczenia. Trzeba jasno oddzielać świadczenia ambulatoryjne od szpitalnych, żeby nie było tak, że leczenie ambulatoryjne wykonywane jest w szpitalu.

PAP: Czy widzi pani potrzebę powoływania Agencji Taryfikacji?

A.P.: Taka instytucja jest potrzebna, ale musi być wydolna, sprawna i niezależna. Chodzi o podmiot, który zbiera dane od świadczeniodawców. W Niemczech jest to na przykład podmiot, którego udziałowcami jest kilka rodzajów instytucji. Agencja musi być oparta o jednolity system analizy i liczenia kosztów.

PAP: Jej wycena świadczeń powinna być wiążąca dla NFZ?

A.P.: Powinna być pomocą, bazą informacji o kosztach świadczeń. Ale jest to jeszcze temat do dyskusji eksperckiej.

PAP: Jaka jest pani wizja NFZ? Czy wprowadzenie konkurencji dla Funduszu byłoby dobrym rozwiązaniem?

A.P.: O konkurencji możemy mówić dopiero wtedy, kiedy będzie uporządkowany system, choćby w kwestii kompetencji w sprawie ustalania koszyka świadczeń gwarantowanych. W obecnym stanie istotna jest kwestia relacji prawnych centrali NFZ z oddziałami.

PAP: Czyli konkurencja dla NFZ to raczej odległa perspektywa?

A.P.: Można się to tego przygotowywać, ale najpierw musimy uporządkować to, co mamy. Taryfikacja jest zdecydowanie ważniejsza.

PAP: Jak ocenia pani propozycję podziału NFZ na kilka mniejszych towarzystw ubezpieczeniowych?

A.P.: To nie jest koncepcja, która jest mi bliska.

PAP: Czy jest pani zwolenniczką dodatkowych dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych?

A.P.: Uważam, że prace nad ich wprowadzeniem powinny się dalej toczyć, ale nie nadawałabym temu projektowi nadzwyczajnego znaczenia. Przy obecnym systemie koszyka świadczeń gwarantowanych dodatkowe ubezpieczenia miałyby charakter subsydiarny. One nie będą wprowadzały do systemu bardzo znaczącej kwoty - natomiast powinny być uporządkowane ustawą. Pacjent, który będzie chciał skorzystać z ubezpieczenia musi dokładanie wiedzieć co mu się należy i w jakim zakresie jest zabezpieczony. Aby nie okazało się, że dopóki pacjent płaci abonament, a nie choruje, to nie ma problemu, ale w sytuacji poważniejszej dolegliwości musi dopłacać np. wielokrotność wcześniejszej kwoty.

PAP: Niektórzy eksperci szacują, że dodatkowe ubezpieczenia pozwoliłyby zagospodarować 30 mld zł, które są poza systemem ochrony zdrowia.

A.P.: Nie sądzę, by była to aż tak duża kwota. Na dziś nie ma dokładnych wyliczeń.

PAP: Zapowiedziała pani zmianę wizerunku NFZ, na czym ma ona polegać?

A.P.: Niezależnie ile NFZ będzie miał pieniędzy zawsze będzie ich brakowało. Fundusz nie jest instytucją, która cieszy się powszechną sympatią. Dlatego ważne jest rzetelne przekazywanie informacji. Chcemy stworzyć stały system komunikacji z mediami i pacjentami.

PAP: Czy NFZ jest przygotowany do wprowadzenia Centralnego Wykazu Ubezpieczonych online?

A.P: Realizowany przez resort ministra Boniego plan jest dobrze przygotowany, trwają też prace wewnątrz NFZ. Wszystko jest na dobrej drodze. Oczekujemy na uchwalenie ustawy przez Sejm.