Nie było posypywania głowy popiołem. Nie jesteśmy też z Tuskiem narzeczeństwem, żeby składać sobie obietnice - skomentował Gowin wczorajszą rozmowę z premierem.
Reklama
Na pewnych warunkach mogę być ministrem do końca tej kadencji - mówił Gowin. - Poziom zaufania pomiędzy mną a Tuskiem jest teraz wyższy. Dziś lepiej rozumiem, na czym polega hierarchia w partii - dodał.
Będę się starał unikać sytuacji, które wywoływałyby eskalację napięcia w PO - zapewnił minister. - Uznaję zwierzchnictwo Donalda Tuska, ale w kwestiach światopoglądowych wolny człowiek nie ma pana - dodaje.
Tusk zadziwia umiejętnością odradzania się - mówi o premierze gość RMF FM.
Komentarze (13)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszepan bezradny i musi czekać, aż historia z Troi się powtórzy. Prawdziwy wojownik
nie stroszy piórek, tylko walczy. Ale jak tu walczyć, kiedy przed oczami wizja
przegranej. Nie mam jednak dla pana, ani trochę współczucia, bo zawiódł pan
i dalej zawodzi miliony Polaków.
Ale dobrze, że rozumie, że Tusk tylko odłożył zemstę.
To bzdura, że "Tusk okazał łaskę dla niepokornego ministra." !
Tusk kłamie jak bura suka.
To Gowin wygrał tę potyczkę z Tuskiem i razem z Piechocińskim, ośmieszył Tuska, czego on nigdy im nie wybaczy.
Tusk jest mściwy i nigdy, nie daruje nikomu, gdy mu się kto sprzeciwi a Gowin nie tylko sprzeciwił się Tuskowi
i to przemawiając z mównicy sejmowej, zmobilizował wielu posłów PO aby zagłosowali przeciw ustawie o związkach partnerskich, doprowadzając do jej odrzucenia.
Tusk stchórzył; bał się wyrzucić Gowina z rządu bo wcześniej koalicjant Platformy Obywatelskiej stanął po stronie frakcji Jarosława Gowina. Wicepremier i szef PSL Janusz Piechociński stanowczo wystąpił przeciwko związkom partnerskim.
Gowin ze swoją frakcją i Piechociński z PSL-em, ośmieszyli Tuska.
Tuska to zaskoczyło, usunięcie Gowina byłoby zbyt ryzykowne. Tusk nie miał przygotowanej alternatywy. Widocznie, jego starania w tej sprawie, na które potrzebował tych kilku dni a nie na zastanawianie się, spełzły na niczym ...!
W razie totalnego konfliktu, Tusk, mógł stracić większość w parlamencie, i dlatego z fałszywym uśmiechem,
z fałszywym, nieprawdziwym, uzasadnieniem swojej decyzji, zacisnął tylko zęby i pozostawił Gowina na stanowisku.
Musiał odłożyć zemstę.
Ostatnio, nawet Niemcy naśmiewają się z Tuska i jego rządu, wytykając mu, nieprzemyślane i błędne inwestycje, dotowane przez Unię.
Wymieniają między innymi budowę kompleksu termalnego w Lidzbarku Warmińskim, gdzie "żadnych wód termalnych nie ma". Rozbudowę odcinka kolejowego Łódź-Warszawa, które poprzez budowę nowych stacji, nie przyspieszyło przejazdu tym odcinkiem oraz budowę lotniska pod Zieloną Górą, na którym ląduje zaledwie jeden samolot dziennie, etc.
To może być początek, końca Tuska, jako szefa PO i jako premiera, na co czeka większość Polaków.
W latach 80. Jarosław Gowin wyjechał na stypendium na Uniwersytet w Oksordzie. Tam poznał prof. Zbigniewa Pełczyńskiego, który organizował przyjazdy polskich stypendystów. Gowin do dziś nie ukrywa, że Pełczyński miał duży wpływ na ukształtowanie jego poglądów. Przeprowadzili wiele rozmów, dyskusji. Wśród setek osób, które przyjechały na stypendia załatwiane przez Pełczyńskiego, było także wielu ludzi, którzy po 1989 r. znaleźli się wśród decydentów III RP.
Zbigniew Pełczyński zaangażował się w działalność polityczną w kraju, wiążąc się ze środowiskiem późniejszej Unii Demokratycznej. W latach 90. był doradcą sejmowej Komisji Konstytucyjnej, zasiadał też w radzie doradzającej rządowi w zakresie kształcenia urzędników państwowych. Co więcej, Pełczyński został konsultantem Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (poprzedniczka Unii Europejskiej) i OECD ds. reformy władz i administracji publicznej, więc można powiedzieć, że w jakimś stopniu odpowiadał za kształt polskiej administracji.
Ale jeszcze zanim żywot zakończyła PRL, w 1988 r. prof. Pełczyński przyjechał do Polski z pieniędzmi George’a Sorosa i założył Fundację im. Stefana Batorego. W fundacji działa zresztą do dziś, zasiadając w jej radzie.
Z fundacją aktywnie współpracowały „Tygodnik Powszechny” i „Znak”. O tych związkach fundacji z krakowskim wydawnictwem świadczy fakt, że do dziś członkiem rady Fundacji Batorego jest także Henryk Woźniakowski, prezes wydawnictwa Znak. Wcześniej w tym gremium zasiadał m.in. ks. bp Tadeusz Pieronek, jak również: ks. Józef Tischner, Jerzy Turowicz, Bronisław Geremek i Leszek Kołakowski.
Fundacja zaangażowała się w tworzenie „społeczeństwa obywatelskiego”, ale pod tym kryło się np. wspieranie polityków i organizacji, które opowiadały się za pomysłami Unii Wolności promujących m.in. rozszerzenie prawa do aborcji. Dotacje z fundacji otrzymywała np. feministyczna Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Z kolei sama fundacja jest hojnie wspierana przez duże zagraniczne wydawnictwa działające w Polsce, a także przez Agorę.
W 1994 r. Zbigniew Pełczyński założył Szkołę dla Młodych Liderów Społecznych i Politycznych, gdzie przygotowuje się ludzi mających tworzyć elitę społeczną, oczywiście w duchu liberalnym.
Przyjaciele z duszpasterstwa pomogli Gowinowi znaleźć pracę w „Znaku”, a w latach 1994-2005 był redaktorem naczelnym miesięcznika (zasiadał też w zarządzie wydawnictwa). Pisał w „Tygodniku Powszechnym”, gdzie miał stałą rubrykę. Jego pozycja była wtedy tak mocna, że uważano go za jednego z kandydatów do przejęcia schedy w „Tygodniku” po Jerzym Turowiczu.
Wtedy krakowskie środowisko „Znaku” i „Tygodnika” stało w awangardzie zmian, jakie zachodziły w Polsce. Politycznie była to kalka „Gazety Wyborczej”. Oba tytuły popierały linię prezentowaną przez Adama Michnika, walczyły nie tylko z postulatami lustracji, dekomunizacji, broniąc ustaleń Okrągłego Stołu – dla nich największym wrogiem była prawica, zwłaszcza katolicka. Głosiły też postulaty „odnowy” polskiego Kościoła, zerwania z katolicyzmem maryjnym, budowania „Kościoła otwartego”, walczącego z rzekomym polskim szowinizmem, antysemityzmem.
Niewątpliwie osobą, która wywarła największy wpływ na Jarosława Gowina, był ks. Józef Tischner, który zasiadał we władzach krajowych Unii Wolności, a podczas jednej z kampanii wyborczych wystąpił w spocie Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Za mentorów Gowina w środowisku kościelnym uważano też ks. abp. Józefa Życińskiego i ks. bp. Tadeusza Pieronka.
Jako redaktor naczelny „Znaku” Gowin nie zmienił linii miesięcznika, tylko ją twórczo rozwijał, zapraszając na łamy przede wszystkim „postępowych” księży i katolików świeckich. Zawsze też znalazło się tam poczesne miejsce dla „lewicy laickiej”, bo przecież najważniejsze było prowadzenie „dialogu”.
Gowin dzielił Kościół na „otwarty” i „zamknięty”; ten pierwszy to oczywiście było jego środowisko, a ten drugi reprezentowało Radio Maryja. W jednym z wywiadów dla „Gazety Wyborczej” mówił, że z wieloma poglądami bliżej mu „do Kościołów protestanckich niż katolickiego”.