Bartłomiej Przymusiński, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia": –To zamach bez karabinów, a z długopisami w rękach.
Krzysztof Piesiewicz, adwokat, oskarżyciel w procesie zabójców ks. Jerzego Popiełuszki: – Legislacyjno-ustrojowa perwersja w niszczeniu trzeciej władzy.
Kazimierz Ujazdowski, profesor, minister w rządzie Jarosława Kaczyńskiego: – Skład Sądu Najwyższego zależny od władzy wykonawczej to rzecz totalnie sprzeczna z zachodnią tradycją prawną.
Ewa Łętowska, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku i pierwsza rzeczniczka praw obywatelskich: – Ewentualne uchwalenie nowej ustawy w tym kształcie oznacza nieodwracalne pożegnanie z art. 10 konstytucji, mówiącym o trójpodziale władzy. Co gorsza, dokonane w trybie niekonstytucyjnym.
Borys Budka, były minister sprawiedliwości, poseł PO: – Ta ustawa może spowodować, że w Polsce nie będzie już wolnych demokratycznych wyborów.
Marcin Matczak, profesor UW: – To jest zamach stanu.
Marek Suski, poseł PiS, na spostrzeżenie dziennikarki, że w Polsce obowiązuje konstytucja: – To pani tak twierdzi.
Sebastian Kaleta, były rzecznik prasowy Zbigniewa Ziobry, sekretarz stanu w rządzie Beaty Szydło: – Konstytucja pozostawiła ustawodawcy możliwość "zaorania" sądownictwa.
Stan spoczynku
Posłowie PiS w środową noc złożyli do laski marszałkowskiej projekt nowej ustawy o Sądzie Najwyższym. Ich zdaniem sądownictwo wymaga pilnej reformy. Dlatego art. 87 nowej ustawy przewiduje, że w dzień po wejściu nowych przepisów dotychczasowi sędziowie SN przejdą w stan spoczynku. Mówiąc wprost: zostaną odesłani na emeryturę. Albo – jeśli będą chcieli – do sądów niższych instancji. Chyba że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro uzna, że dany sędzia jeszcze się przyda w Sądzie Najwyższym. Nowych orzekających powoła prezydent Andrzej Duda. Zanim to uczyni, minister Ziobro będzie mógł wskazać sędziów sądów powszechnych z co najmniej 10-letnim stażem do pełnienia obowiązków w Sądzie Najwyższym. Tym sposobem do najważniejszego sądu w Polsce będą mogli trafić orzekający wprost z sądów rejonowych.
Reforma obejmie także pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. Nawet gdyby minister sprawiedliwości uznał, że powinna zostać na stanowisku, i tak prof. Gersdorf będzie musiała odejść w listopadzie. Posłowie PiS uznali bowiem, że mandat prezesowski wygasa wraz z ukończeniem 65. roku życia. Małgorzata Gersdorf ma obecnie 64 lata.
Minister sprawiedliwości określi też regulamin Sądu Najwyższego oraz jego wewnętrzną organizację. Tym sposobem zrealizuje się nowy trójpodział władzy. Poseł Zbigniew Ziobro (władza ustawodawcza), pełniący funkcję ministra sprawiedliwości (władza wykonawcza), będzie decydował o tym, kto będzie pełnił służbę w Sądzie Najwyższym i na jakich zasadach (władza sądownicza).
Resekcja złogów
Rządząca partia nie ukrywa, że chce "przewietrzyć" Sąd Najwyższy. Jak mówią jej przedstawiciele – "należy dokonać resekcji złogów", bo potrzebni są nowi sędziowie nieskażeni komunistycznymi poglądami. Zapewne dlatego obniżone zostaną wymogi, jakie musi spełnić osoba powoływana na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego. Obecnie wymagane jest, aby kandydat miał co najmniej 10-letni staż pracy na stanowisku sędziego sądu powszechnego, prokuratora, adwokata, radcy prawnego, notariusza lub radcy Prokuratorii Generalnej. Po wejściu w życie nowych przepisów do Sądu Najwyższego będą mogli bez trudu trafić niedoświadczeni prokuratorzy. Projektowany art. 24 przewiduje, że osoba, która choć na 5 minut zostanie powołana do Prokuratury Krajowej, będzie mogła przejść na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego. Ci śledczy, którzy pracują lub będą pracowali w prokuraturach regionalnych, powinni wykazać się trzyletnim stażem pracy.
Nowe kadry będą potrzebne też dlatego, że orzekający będą wcześniej wysyłani na emeryturę. Obowiązująca ustawa stanowi, że sędzia co do zasady przechodzi w stan spoczynku z dniem ukończenia 70. roku życia. Parlamentarzyści chcą, by sędziowie kobiety udawały się na odpoczynek już po ukończeniu 60 lat, mężczyźni po 65. roku życia. Gdyby takie progi obowiązywały dzisiaj, w Sądzie Najwyższym byłaby zaledwie garstka pań. Powołanie do Sądu Najwyższego stanowi bowiem ukoronowanie kariery zawodowej, z reguły wybierane są osoby już z siwą głową.
Posłom PiS nie podoba się także, że sędziowie Sądu Najwyższego wykładają na wyższych uczelniach. Dziś większość z nich jest profesorami prawa, prowadzą zajęcia ze studentami na uniwersytetach. Projekt nowej ustawy co prawda pozwala na pracę dydaktyczną, ale zaledwie w wymiarze 50 godzin zajęć rocznie. Co w praktyce wielu sędziom uniemożliwi wykładanie na uczelni.
Fikcje prawne
Radykalnie ma się zmienić też to, jak Sąd Najwyższy orzeka. Obecnie rządzącym nie podoba się, że sędziowie zbyt często patrzą w przepisy prawa. Przez co mają działać wbrew społeczeństwu. "W życiu społecznym, poza normami prawnymi, funkcjonuje także system norm i wartości nie stypizowanych (pisownia oryginalna – red.) w ustawach, ale równie ugruntowany, wywodzący się z moralności czy wartości chrześcijańskich" – czytamy w uzasadnieniu projektu.
A jak stwierdzają posłowie PiS, konflikt pomiędzy wyznawanymi wartościami a obowiązującym prawem wywołuje poczucie niesprawiedliwości. Sąd Najwyższy musi zaś dbać o to, by obywatele czuli się sprawiedliwie traktowani we własnym kraju.
"Aktualnie w krajowym systemie prawnym funkcjonuje wiele orzeczeń będących formalnie zgodnymi z prawem, które są jednak dalekie od rozstrzygnięć sprawiedliwych i nierzadko tworzą fikcje prawne, sprzeczne z zasadą prawdy materialnej. Taki stan rzeczy jest nie do przyjęcia" – przekonują wnioskodawcy.
Aby prawo i sprawiedliwość szły ze sobą w parze, całkowicie zmieniona zostanie struktura organizacyjna sądu. Obecnie dzieli się on na cztery izby: cywilną (I), karną (II), pracy, ubezpieczeń społecznych i spraw publicznych (III) oraz wojskową (IV). Posłowie chcą, aby izby były tylko trzy: prawa publicznego, prawa prywatnego i dyscyplinarna. Nie wyjaśniają, jak ma wyglądać podział pomiędzy dwoma pierwszymi. Można jedynie przypuszczać, że sędziowie z tej samej izby będą rozpoznawali zarówno sprawy cywilne, jak i karne.
Wiele uwagi za to w projekcie poświęcono izbie dyscyplinarnej. Będzie ona swego rodzaju sądem w sądzie, z niezależną strukturą i budżetem. Zadaniem sędziów dyscyplinarnych będzie "dbałość o najwyższe standardy etyczne". Tak sędziów Sądu Najwyższego, jak i tych z sądów powszechnych. A także prokuratorów, adwokatów, radców prawnych, notariuszy i komorników. Innymi słowy, niezależny pion dyscyplinarny w Sądzie Najwyższym będzie oceniał, czy adwokat broniący klienta postępuje etycznie, czy też jest z etyką na bakier.
Nieskracalna kadencja
Planowana ustawa jest, jak się wydaje, w oczywisty sposób niekonstytucyjna. Dowód? Artykuł 180 ust. 1 ustawy zasadniczej stanowi, że sędziowie są nieusuwalni. Ustęp 2 dookreśla, że złożenie sędziego z urzędu, zawieszenie w urzędowaniu, przeniesienie do innej siedziby lub na inne stanowisko wbrew jego woli może nastąpić jedynie na mocy orzeczenia sądu i tylko w przypadkach określonych w ustawie. W przypadku sędziów, którzy zostaną wysłani na emeryturę, żadne orzeczenie sądu nie zapadło.
Artykuł 183 ust. 3 konstytucji z kolei określa, że pierwszego prezesa Sądu Najwyższego powołuje się na sześcioletnią kadencję. Żadna z norm ustawy zasadniczej nie przewiduje możliwości jej skrócenia, choćby głowa polskiego wymiaru sprawiedliwości osiągnęła 65. rok życia.
Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, opublikował wczoraj na Facebooku krótkie wyjaśnienie, po co Polakom potrzebne są niezależne sądy, w tym SN – bo występują przeciwko władzy. I podał kilka przykładów orzeczeń z ostatnich dni. Po pierwsze, niedługo władze Zakopanego nie będą mogły pobierać opłaty klimatycznej, ponieważ jakość powietrza nie spełnia odpowiednich norm. Po drugie, niesłusznie skazany za zniesławienie policjant będzie mógł wrócić do służby. I wreszcie po trzecie, miasta zgodnie z orzecznictwem powinny płacić za dowóz niepełnosprawnych dzieci do szkół.
To przykłady z zaledwie kilku dni. Analizę orzecznictwa SN z ostatnich 18 miesięcy przeprowadziliśmy w DGP pod koniec czerwca ("Sąd Najwyższy w obronie ludzi", DGP nr 123/2017). Wynika z niej jednoznacznie, że sędziowie stają po stronie konsumentów i drobnych przedsiębiorców. Powody do niezadowolenia mają zaś banki, zakłady ubezpieczeń, firmy windykacyjne i operatorzy telekomunikacyjni. Problem związany jest z tym, że Sąd Najwyższy niechętnie komunikuje się z obywatelami, przez co nawet nie wiedzą oni o tym, na ile dzięki niemu zmienia się ich życie. Pierwsza prezes SN nie chciała z nami wczoraj rozmawiać, choć dla mediów jej przyjaznych czas znalazła.
Sąd Najwyższy obchodzi w tym roku stulecie. Zarówno obecnie, jak i po wejściu nowej ustawy, będzie odpowiedzialny za stwierdzenie ważności wyborów parlamentarnych i prezydenckich.