W Gdańsku, a także w innych miastach, flagi na urzędach opuszczono do połowy masztów. Odwołano zaplanowane na kolejne dni imprezy.Równolegle do tych gestów nie milkną pytania o sposób zabezpieczenia niedzielnego wydarzenia, które – jak informuje policja – nie zostało zgłoszone jako impreza masowa (co pociągałoby za sobą większe wymogi dotyczące zabezpieczenia). Policja zareagowała prawidłowo, nie może wziąć odpowiedzialności za ochranianie wszystkich tego typu imprez w Polsce – przekonywał w rozmowie z DGP wiceszef MSWiA Paweł Szefernaker.
Resort, niezależnie od działań prokuratury, wszczął kontrolę w agencji ochrony Tajfun, która w niedzielę zabezpieczała koncert WOŚP w Gdańsku. Kontrolerzy MSWiA mają sprawdzić "warunki wykonywania koncesjonowanej działalności gospodarczej w zakresie ochrony osób i mienia". Przedstawiciele firmy przekonują, że jej pracownicy byli odpowiedzialni za ochronę imprezy masowej, a nie osobistą konkretnych osób. Napastnik miał przedostać się na scenę przy użyciu plakietki z napisem "media" (nie wiadomo, czy uzyskał akredytację, ukradł czy podrobił identyfikator). Do wyjaśnienia pozostaje też kwestia, jakim sposobem zamachowiec dostał się na scenę z nożem, skoro ochroniarze używali urządzeń do wykrywania metalu.
W kontekście tych dramatycznych zdarzeń, wśród innych samorządowców - oprócz wyrazów solidarności - pojawiły się pytania dotyczące bezpieczeństwa. Prezydenci dużych miast często związani są z partiami politycznymi (aktualnie głównie opozycyjnymi), a to nieuchronnie wpisuje ich w konflikt. Po niedzielnym incydencie pod lupę wzięto wpisy pojawiające się w mediach społecznościowych. Już wczoraj funkcjonariusze zatrzymali 41-latka, który na Twitterze groził prezydentom Poznania i Wrocławia.
Dyskusja dotycząca zwiększenia środków bezpieczeństwa na pewno musi się odbyć - mówi Łukasz Kolasa, rzecznik prasowy prezydenta Szczecina Piotra Krzystka. Przyznaje, że jego szef generalnie nie korzysta z ochrony. Jedynie przy większych imprezach w pobliżu jest także straż miejska - dodaje. Do tej pory nie było potrzeby ochrony prezydenta. Nie wykluczamy jednak zmian w podejściu do tego tematu - zapowiada Katarzyna Oborska-Marciniak z Urzędu Miasta w Opolu.
Reklama
Zdaniem Marka Wójcika ze Związku Miast Polskich (ZMP), trzeba rozważyć wprowadzenie ograniczeń w dostępie do lokalnych urzędów. Jesteśmy przyzwyczajeni, że na lotnisku czy w instytucjach centralnych przechodzimy drobiazgową kontrolę. W samorządach raczej tego nie stosujemy. Być może należy to zmienić, zarówno w zakresie możliwości samego wejścia do urzędu, jak i spotkania się z konkretnym urzędnikiem - mówi Wójcik.
O tym, jak swobodny ten dostęp bywa, świadczy przykład stołecznego ratusza. Wchodząc głównym wejściem, można bez problemu dojść aż do gabinetów prezydenta i jego zastępców. Przy czym tylko biuro Rafała Trzaskowskiego wymaga skorzystania z dzwonka i otwarcia drzwi przez sekretariat. Do pozostałych da się wejść bez przeszkód. W ratuszu już pojawił się pomysł, by od tej polityki otwartych drzwi odejść. W najbliższym czasie powinny się tam pojawić specjalne bramki obrotowe ograniczające dostęp z zewnątrz, choć jak podkreślają urzędnicy, nie jest to bezpośrednio związane z wydarzeniami w Gdańsku.
O możliwe działania pytamy jednego z polityków PiS. Jakieś zmiany są konieczne, ale to delikatny temat. Gdy Przystanek Woodstock zakwalifikowaliśmy jako imprezę podwyższonego ryzyka, posypały się na nas gromy, że chcemy stłamsić imprezę Jerzego Owsiaka. Z kolei gdy w Polsce dyskutowano o stowarzyszeniu Duma i Nowoczesność i problemie ruchów nazistowskich, zaproponowaliśmy nowelizację ustawy o zbiórkach publicznych. Skończyło się awanturą, że to zamach na organizacje pozarządowe, a zwłaszcza na WOŚP - opowiada polityk partii rządzącej.
Wstępne propozycje ma kierownictwo MSWiA. Od lat mówi się o problemie kompetencji straży miejskich. Być może należy je doprecyzować, przy okazji tego rodzaju wydarzeń, w których udział biorą ważne osoby w państwie - mówi wiceminister Paweł Szefernaker. Koncepcję tę podchwyciły już niektóre samorządy. Taki kierunek zmian wydaje się słuszny. Do uszczegółowienia pozostają jednak kwestie związane z umundurowaniem. Dobrze by było, gdyby strażnik mógł działać także w ubraniu cywilnym, właśnie podczas ochrony takich osób jak prezydenci czy w trakcie zabezpieczenia imprez masowych - ocenia Maria Wesoła z toruńskiego magistratu.
Nie wszyscy jednak chcą zaostrzać politykę bezpieczeństwa. Prezydent Trzaskowski nie korzysta i nie planuje wprowadzenia ochrony w czasie swoich spotkań z mieszkańcami czy wydarzeń organizowanych na mieście. Nie planujemy też zmieniać obowiązków straży miejskiej o kompetencje osobistej ochrony prezydenta - deklaruje Magdalena Łań ze stołecznego ratusza.
Pytanie, czy mamy dążyć do tego, by odseparować samorządowców od mieszkańców? Raczej nie - ocenia Marek Wójcik z ZMP. Jego zdaniem należy przedyskutować z rządem możliwości dalszych działań. Pamiętajmy jednak, że nie wszystkie samorządy mają straże miejskie czy gminne, a nie jest powiedziane, że wójt małej gminy jest potencjalnie mniej narażony niż włodarz dużego miasta. Dlatego trzeba myśleć o uniwersalnych rozwiązaniach, być może to dany włodarz powinien móc decydować o skali i rodzaju zagrożenia i samodzielnie podejmować decyzję o środkach zabezpieczających - sugeruje.
Zdaniem władz Lublina wydarzenia z Gdańska dowodzą, że warto pochylić się nad zapisami ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. A rząd powinien zweryfikować dotychczas obowiązującą doktrynę. Ustawowe rozwiązanie dotyczące odpowiedzialności za bezpieczeństwo imprezy, która przenoszona jest w znacznej części na organizatora, należy ocenić jako optymalne - wynikało z urzędowej notatki (ujawnionej przez nas we wrześniu ub.r.), informującej o pracach międzyresortowej Rady Bezpieczeństwa Imprez Sportowych. Miała ona dokonać przeglądu przepisów w związku z zamieszkami, do jakich doszło w maju podczas meczu o mistrzostwo Polski między Lechem Poznań a Legią Warszawa.
Pozostaje pytanie, czy deklaracje o konieczności zmian nie pozostaną wyłącznie deklaracjami. Po ataku Ryszarda Cyby na biuro poselskie PiS w Łodzi w 2010 r. właściwie nic nie zmieniło się w zakresie funkcjonowania takich biur. Od kwietnia br., decyzją marszałka Kuchcińskiego, Kancelaria Sejmu zaczęła refundować koszty ochrony biur poselskich. Ale zaproponowano tylko 200 zł miesięcznie. W efekcie w ciągu pierwszych dwóch miesięcy od momentu wprowadzenia zmian o refundację wystąpiło zaledwie 11 parlamentarzystów.