Mowa o listopadowej wizycie, podczas której Rick Perry spotkał się w Polsce m.in. z prezydentem Andrzejem Dudą i premierem Mateuszem Morawieckim.

Reklama

"Amerykanie prowadzili z polską stroną rozmowy na temat objęcia ochroną polityka, ale ostatecznie jej nie dostali. Nasi informatorzy twierdzą, że doprowadziło to do pogorszenia relacji z amerykańskimi służbami, co miało być widać już podczas szczytu bliskowschodniego, który odbywał się 13-14 lutego w Warszawie" - pisze TVN24.pl powołując się na swoje źródła w SOP.

- Rozmowy trwały kilka tygodni. A na krótko przed przylotem delegacji z sekretarzem, SOP zostawiła ich na lodzie. Amerykanie musieli przysłać więcej swoich agentów, jeździli sami, bez obstawy z Polski – opowiada informator portalu.

Inny rozmówca z SOP przekonuje, że sekretarz energii USA z mocy prawa nie jest w Polsce chroniony, podobnie jak jego odpowiednik, czyli minister energii. – Decyzja należy do komendanta SOP. Amerykanie chcieli ochronę, ale oni nieraz mają duże oczekiwania i lubią rządzić. Czasami trzeba dać im odpór – podkreślił.

Reklama

- Jeśli Amerykanie proszą, to znaczy, że mają podstawy, by Ricka Perry'ego chronić. W Stanach jest objęty ochroną. Powinno się zrobić analizę zagrożenia i wyrazić zgodę. Przez 20 lat nie zdarzyło się takie odrzucenie prośby Amerykanów. Stosunki będą teraz gorsze niż w PRL – mówi z kolei były oficer BOR.

- W czasach, gdy byłem szefem BOR nie zdarzyło się, by odmówić, jeśli była prośba Amerykanów o objęcie ochroną – mówi gen. Andrzej Pawlikowski (szef BOR w latach 2006-07 i 2015-17).

- Wcześniej decydował o tym szef MSWiA, teraz komendant SOP. To błąd, że decyzję o znaczeniu politycznym zostawia się szefowi służby – dodaje gen. Mirosław Gawor (w latach 1991-2001)

Reklama

TVN24.pl przypomina, że relacje z Secret Service i Diplomatic Security Service - amerykańskimi służbami odpowiadającymi za ochronę najważniejszych osób - reguluje list intencyjny podpisany z Biurem Ochrony Rządu w 2011 roku. Na podstawie tego dokumentu, SOP jako następca BOR może liczyć na pomoc Amerykanów np. w strefach działań wojennych.