Anna Wojciechowska: Przez kilka dni jest pan w centrum uwagi. Musi być pan z siebie zadowolony. Opłaciło się palnąć głupstwo?
Janusz Palikot*: Powiem pani tak: idąc wczoraj czy dziś przez Warszawę spotykałem się z wieloma sympatycznymi gestami: jakaś kobieta zatrzymuje samochód i krzyczy: "Kocham Platformę i Palikota”, za chwilę jakiś człowiek mnie zatrzymuje i mówi: "Tak trzymać”, pokazując dłonie w kształcie wiktorii. Oczywiście od czasu do czasu ktoś powie: "Ale z pana palant”. Ale gdy idę z Sejmu do domu, z sympatycznymi gestami spotykam się pięć razy częściej niż z tymi nieprzychylnymi. Wpisy na blogu też są na moją korzyść.

Reklama

I z takimi gestami sympatii spotkał się pan też we własnej partii?
Julia Pitera potwierdziła, że twierdzenie, że się o tym nie mówi, to jakieś himalaje hipokryzji. Ale oczywiście jest różnie. Dziś byłem na kongresie pracodawców, gdzie było wielu znanych ludzi z różnych środowisk: prof. Balcerowicz, Tadeusz Mazowiecki, ksiądz Adam Boniecki. I wszędzie było przekonanie, że to moje pytanie próbowało przełamać prowincjonalizm polskiej polityki. Ale nie ukrywam też, że są tacy, którzy mówią, że to był błąd, ponieważ pojawiły się interpretacje, że to jakaś zakulisowa intryga Platformy. Oni też mają rację. To posunięcie miało plusy i minusy. Jaki będzie bilans ostateczny, będzie można ocenić w dłuższej perspektywie.

Przecież chodziło panu o rozgłos. Niech pan nie udaje, że nie jest pan zadowolony.
Nie do końca tak jest. Przecież przez to od kilku dni pokazywane są zbitki: Palikot z wywalonym językiem, obok penis z pistoletem. Pokazywanie takich obrazków bez przypomnienia, po co to robiłem, przykleja mi etykietkę wariata, czy jak mówi pan prezydent, klauna.

Widać, świetnie się pan czuje w tej roli.
Nie. Ja to wszystko robię z chęci gombrowiczowskiej prowokacji. W zmuszaniu przez prowokację do wysiłku intelektulanego jest szansa na dogrzebanie się do nowej rzeczywistości. Ale zdaję sobie sprawę, że jako polityk i poseł nie mogę przekraczać jakiejś granicy, bo na trwałe zostanę błaznem.

Reklama

Chyba już pan przekroczył tę granicę.
Patrząc po reakcjach, nie. Kiedy zapowiadano dziś moje wystąpienia na kongresie, słyszałem szmer uznania, a nie dezaprobaty.

Może się panu tak tylko wydaje. Widziałem też polityków pana partii, którzy patrząc na pana zachowanie, zakrywali twarz ze wstydu i mówili: wariat.
Odróżnijmy reakcje elit medialnych i politycznych od zwykłych ludzi. To, co robię, stanowi tabu w elitach i dlatego tak jest kontestowane.

Wszystko uchodzi panu na sucho.
No, nie przesadzajmy. Są negatywne opinie. Zawsze w takich wypadkach na dwoje babka wróżyła.

Reklama

A jednak jest pan cały czas w Platfromie, wyróżniony posadą szefa najważniejszej komisji. Na czym polega pana pozycja?
Bo zawsze wychodzi na to, że mam rację. Np. jeśli chodzi o penisa i pistolet, to postępowanie prokuratorskie pokazało, że ten policjant zgwałcił jeszcze 10 innych kobiet. Sprawa prezydenta oczywiście nie jest wyjaśniona. Najbliższe miesiące, lata pokażą, czy nie ma żadnych kłopotów ze zdrowiem. Generalnie jednak używam mocnych narzędzi, ale zawsze do realnych problemów, a nie żeby wykreować się PR-owsko. Jeśli chodzi o komisję, to sądzę, że kierownictwo ma świadomość, że to ja wymyśliłem tę formułę, że to autorska sprawa.

To główna komisja Platformy, a pan ze swoim wizerunkiem ośmiesza ją.
Właśnie nie. Mojej matce jest przykro z mojego powodu, moją żonę stawia to wszystko w trudnej sytuacji, i to jest dla mnie dużym ciężarem. Wiem, że dla partii moje zachowanie też jest problemem. Ale z drugiej strony doskonale wyczułem, że u bardzo wielu ludzi wzbudza to reakcje pozytywne. Do biura Platformy napłynęła też cała masa pism od działaczy Platformy, którzy wspierali mnie.

Czyli wciąż uważa pan, że ten wpis był dobrym posunięciem?
Jeżeli chodzi o skutki tego, to przyznaję, że przesadziłem. Cała sytuacja przerosła moje oczekiwania. Nie zdawałem sobie sprawy, że to będzie takie złe dla idei komisji, samej Platformy, no i dla samego urzędu prezydenta. Ale z drugiej strony, jakbym nie zadał tych pytań w taki sposób, to dawno byłoby po sprawie. Nie byłoby burzy. A przecież zdrowie prezydenta to jest sprawa publiczna.

Pan nie pytał o zdrowie, tylko sugerował, że prezydent ma problem alkoholowy, nie mając żadnych mocnych przesłanek. Idąc tą drogą, równie dobrze mogłabym zapytać pana, czy te wszystkie pana nieobecności w Sejmie nie brały się z tego, że leczył się pan psychiatrycznie, bo się pan załamał, nie mogąc zaistnieć w polityce.
Niemniej o moich kłopotach psychicznych się nie plotkuje.

Myli się pan, część pana kolegów mówi, że pan się powinien leczyć.
Oświadczam w takim razie, że się nie leczę. Jestem zdrowy, nigdy nie miałem żadnych dolegliwości psychicznych.

Świetnie. Gorzej jak ktoś na podstawie własnych obserwacji przyczepi panu łatkę pedofilia.
Rozumiem, ale w życiu publicznym nie możemy się obrażać na najbardziej absurdalne pytania. Politycy są na nie skazani.

I nie obowiązują żadne zasady powagi. Pan się zgadza żyć z łatką pedofila bez żadnych podstaw.
Nie, ja mogę zawsze kategorycznie zaprzeczyć. Co więcej, jeżeli będzie pani uważała za stosowne, to mogę zrobić odpowiednie badania. Jestem pewny, że wynik będzie negatywny. Nie mam zamiaru chować głowy w piasek. Dziwię się, że Kancelaria Prezydenta zamiast udzielić odpowiedzi, przeprowadziła niesamowity atak na moją osobę. On wywołał burzę. I dziś z tego puktu widzenia mogę się zastanowić, czy naprawdę warto było. Ale inaczej nie dotknąłbym problemu. Jeśli np. za parę tygodni prezydent znów odwoła np. wizytę zagraniczną, to opinia publiczna będzie się domagała wyjaśnień i otoczenie prezydenta będzie musiało rozwiać wszystkie wątpliwości.

Spece od PR podpowiedzieli tak panu?
Nie, akurat oni oceniają to negatywnie. Nie uwierzy pani, ale ja większość tych kontrowersyjnych ruchów nie konstuluję z nimi.

Coś głupiego - tak o tym wpisie mówi premier Tusk. A pan twierdzi, że miał prawo zasugerować alkoholizm prezydenta.
Zgadzam się z panem premierem w sensie skutków tego ruchu. Co do zasadności - pan premier ma pewnie lepszą orientację, więc przyjmuję to.

A w osobistych rozmowach Tusk autoryzuje te pana ekscesy?
Nie, zawsze miał do mnie pretensje, że przedkładam osobistą rozpoznawalność nad korzyści i cele partii.

To dlaczego pana nie wywalił?
Bo Platforma jest toleracyjna.

Szkodzi pan partii i jest pan w partii?
Co ja mogę na to powiedzieć? Dziękuję kolegom, że obdarzają mnie takim zaufaniem. Mam szlachetne intencje, ale zdaję sobie sprawę, że robię problem partii. Postaram się już nie przysparzać jej kłopotów. Mam nadzieję, że moja praca w komisji sprawi, że nie będę widziany już w negatywnym świetle.

To zapowiedź zmiany wizerunku?
Tak. Jestem już arcypoważny. Nie będzie już kontrowersyjnych wpisów na blogu. A jeśli będzie trzeba, przestanę pisać.

Do następnego happeningu?
Dopóki nie pokonam biurokracji.

Nie wiem, czy pan zdoła. Prezydent mówi, że jest pan klaunem, a nie partnerem do rozmowy.
Jest mi przykro, ale nie gniewam się. Człowiek pełniący funkcje publiczne musi się liczyć z takimi komentarzami i odwrotnie niż pan prezydent nie podam go za to do sądu.

A dalej podejrzewa pan, że ma problem alkoholowy?
Powiedział, że nie ma, i trzymajmy się tej wersji wydarzeń. Ja już się nie będę tym zajmował. Życie pokaże.

*Janusz Palikot jest posłem PO