Dotychczas powszechnie uważano, że do danych osobowych przetwarzanych w zbiorach Instytutu Pamięci Narodowej nie stosuje się regulacji RODO. Te obowiązują bowiem tylko w obszarach podlegających pod prawo unijne. Historia naszego kraju i próby rozliczenia okresu totalitarnego to sprawy, do których UE się nie miesza. Z tego też względu prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych nie badał skarg dotyczących danych przetwarzanych w rejestrach IPN.
NSA doszedł jednak do wniosku, że te dane również muszą podlegać weryfikacji, jeśli nie odpowiadają prawdzie. Oznacza to, że każda osoba, której nazwisko znajduje się w zbiorach instytutu, ma prawo skorzystać z uprawnień przewidzianych przez RODO. Może więc domagać się sprostowania nieprawdziwych czy niepełnych informacji, a nawet powołać się na prawo do bycia zapomnianym.
Czy oznacza to, że informacje o funkcjonariuszach służb PRL będą znikać ze zbiorów? W zdecydowanej większości przypadków nie, ponieważ IPN ma podstawy prawne do ich przetwarzania. Tylko w wyjątkowych sytuacjach, jeśli dane rzeczywiście okazałyby się nieprawdziwe ‒ esbecy czy tajni współpracownicy mogliby domagać się ich korekty.
Po wyroku NSA zyskali natomiast dodatkową ścieżkę prawną. Jeśli IPN nie uwzględni ich żądań, to mogą złożyć skargę do prezesa UODO , a ten będzie zobowiązany do jej zbadania.
Gdy on również odmówi zajęcia się sprawą, będą mogli skarżyć jego decyzję do sądów administracyjnych.
Sprawy dotychczas kończące się na etapie samego IPN będą więc ciągnąć się latami. Nawet osoby, które same nie działały w służbach, ale ich nazwiska przewijają się w archiwach, nie powinny liczyć na to, że teraz będą mogły się domagać usunięcia swych danych. - Oznaczałoby to ingerencję w treść dokumentów. A wartością tych dokumentów jest także integralność i autentyczność - uważa dr Paweł Litwiński, adwokat specjalizujący się w ochronie danych osobowych.
WIĘCEJ W PONIEDZIAŁKOWYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>