„Osoby, które chcą w Polsce ubiegać się o ochronę międzynarodową, powinny móc złożyć wnioski na przejściach granicznych, po ustalonym mechanizmie weryfikacji” – powiedział pan w Gdańsku. Czyli przyjmujmy uchodźców, ale nie wszystkich?

Reklama
Na razie nie rozmawiamy o „przyjmowaniu uchodźców”, lecz o przyjmowaniu wniosków od tych, którzy chcą zapytać Polskę, czy status uchodźcy w ogóle im nada. Wniosek o ochronę międzynarodową składa się Straży Granicznej, a ona ma obowiązek go przyjąć i przekazać do Urzędu do Spraw Cudzoziemców (UdSC). Konwencja genewska od 1991. r. jest również polskim prawem, a art. 56 naszej konstytucji nie można zmienić rozporządzeniem wiceministra Wąsika. To, co robi na polecenie PiS Straż Graniczna wobec grupy migrantów koczujących w Usnarzu, jest więc oczywistym łamaniem prawa. Mówiąc w Gdańsku o wstępnej weryfikacji, odnosiłem się do sytuacji, której dziś na granicy jeszcze nie mamy. Takiej, w której liczba szukających ochrony migrantów przerośnie możliwości państwa. Gdy nie da się zrealizować praw wszystkich, trzeba robić wszystko, by zrealizować prawa choć niektórych. Obecnie Polska jest w stanie wywiązywać się ze swoich zobowiązań i powinna to robić. A nade wszystko starać się być mądra przed kolejną szkodą. Rząd chwali się stawianymi w popłochu kilometrami zasieków. Nikt przytomny nie neguje konieczności ochrony i uszczelniania naszych granic: siłą ludzką, techniką czy drutem. Przez granicę docierać mogą do nas przecież nie tylko szukający pomocy ludzie, ale też narkotyki, przestępcy. Trzeba radykalnie zwiększyć budżet i zasoby UdSC. Zabezpieczać bazę logistyczną w kraju. Pracować intensywnie z naszymi europejskimi partnerami.
Pana recepty wymagają czasu i pieniędzy, a problem mamy tu i teraz. W dodatku niektórzy spodziewają się większego napływu uchodźców z Afganistanu i intensyfikacji działań hybrydowych Rosji i Białorusi.
Chwileczkę. A ile czasu polskie państwo miało, by się przygotować? Gwałtowny wzrost prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusią zaczął się nie po kryzysie w Afganistanie, lecz sporo przed. Łukaszenka od miesięcy trąbił, że zemści się na Unii za sankcje po ukradzionych przez siebie wyborach. Że przestanie zatrzymywać imigrantów, walczyć z przemytem heroiny do UE. Gdzie były te wszystkie dumne, narodowe i zweryfikowane przez Macierewicza służby naszego kraju, gdy trzeba było wyciągać wnioski z tego, co działo się na granicy z Litwą? Gdzie były, jak Białoruś radykalnie zwiększyła liczbę połączeń lotniczych z irackimi miastami, jak państwowe agencje turystyczne zaczynały naganiać ludzi do przyjazdu i ruszania dalej? Rządzą nami ludzie, którzy największe sekrety naszej polityki wschodniej przesyłali sobie na Gmailu, więc może nie powinno dziwić, że tu też zarządzają tak, jak zarządzali epidemią: zaskoczeni, przyłapani, sklecający coś na ślinę, sznurek i trytytkę. A przy okazji – mówię o premierze i ministrze obrony – przebierali się w te kabaretowe mundury i buńczucznie pohukiwali. Czas więc mieliśmy. A jeśli go przebimbaliśmy – to tym bardziej trzeba zacząć wreszcie działać. Mówi pan, że trzeba pieniędzy. Państwo, które ma dwa miliardy rocznie na sponsorowanie najgłupszej od czasów Urbana propagandy, kolejne dwa na Pałac Saski – tę najgorętszą potrzebę Polaków – na podwyżki dla prezydenta i premiera, nie ma na coś, co jest polską racją stanu i długofalową politykę migracyjną, która już dawno powinna być napisana i uzgodniona? W świecie, w którym migracje są jednym z najważniejszych wyzwań, a czasem problemów? Wolne żarty.