Podczas audytu w MON wyszło na jaw, że kilku ochroniarzy Jarosława Kaczyńskiego zostało zatrudnionych w Żandarmerii Wojskowej. Mimo że przez całą dobę ochraniali prezesa PiS - przytoczył portal wypowiedź wiceminister obrony narodowej Cezarego Tomczyka.

Reklama

Fikcyjne etaty

Ochroniarze prezesa PiS byli zatrudnieni w Żandarmerii na drugim etacie, o czym nie mieli pojęcia sami żołnierze. Władze Żandarmerii Wojskowej były jednak o tym fakcie poinformowane. Grupa ochroniarzy, która ochraniała Kaczyńskiego, świadczyła dla niego usługi całą dobę, co sugeruje, że etaty w Żandarmerii były fikcyjne.
Generał dywizji Marian Janicki, były szef Biura Ochrony Rządu, stwierdził, że sytuacja jest niewiarygodna i stanowi złamanie prawa.

Zaznaczył, że przyjęcie do Żandarmerii Wojskowej wiązało się ze skomplikowanym procesem rekrutacji, a kandydat musiał przejść dokładną weryfikację. Zatrudnieni ochroniarze otrzymywali certyfikat bezpieczeństwa, który uprawniał ich do zapoznania się z dokumentami o klauzuli niejawności.
Ochroniarze, którzy chronili Kaczyńskiego, mogli mieć dostęp do dokumentów o klauzuli niejawności - ocenił. Generał Janicki podkreślił, że takiej sytuacji nie można sobie wyobrazić, zwłaszcza że prezes PiS był również wicepremierem.

Ochrona Kaczyńskiego

Generał Janicki zaznaczył, że sposób ochrony Kaczyńskiego wybiegał poza prawne regulacje. Według niego, Kaczyński, jako wicepremier, powinien był być chroniony przez Służbę Ochrony Państwa.
Janicki skrytykował także sposób ochrony najważniejszych osób w państwie za czasów PiS, porównując go do zasady "rent a car".