To oznacza, że dobre wyniki kandydata PiS w kolejnych badaniach zmobilizowały zwolenników Komorowskiego. Nawet ci, których ostatnie dwa i pół roku rządów ekipy Donalda Tuska rozczarowały, w obliczu coraz bardziej realnego sukcesu Jarosława Kaczyńskiego są skłonni jeszcze raz poprzeć Platformę i jej kandydata na prezydenta. "Z badań widać także, że obie największe partie osiągnęły już maksimum poparcia, na jakie mogły liczyć w obecnej sytuacji" - mówi dr Rafał Chwedoruk, politolog z UW. Jego zdaniem na zmianę notowań PO, PiS i kandydatów tych partii większego wpływu nie będą miały ostre wypowiedzi członków komitetu honorowego marszałka Komorowskiego. "Te słowa może nie przyczynią się do zwiększenia liczby jego zwolenników, ale z pewnością nie spowodują, że jakaś znacząca grupa odsunie się od niego, bo ci, którzy go popierają, są już przekonani" - dodaje Chwedoruk.
Zobacz wyniki sondażu:
p
Wyhamowanie wzrostu notowań lidera PiS, a nawet delikatny ich spadek może jednak spowodować zmianę sposobu prowadzenia przez niego kampanii wyborczej. "Taktyka milczenia już się wyczerpuje, Jarosław Kaczyński będzie musiał wreszcie zabrać głos i spotkać się z wyborcami" - uważa dr Wojciech Jabłoński, ekspert od marketingu politycznego i politolog z UW. Jego zdaniem okazją do tego była powódź na południu Polski, a lider PiS ją przespał. Zdaniem sztabu Kaczyńskiego, odpowiednim momentem na początek kampanii nie jest powódź, a konwencja zaplanowana na 22 maja.
Na tereny dotknięte powodzią pojechał jednak Bronisław Komorowski. Ale przy okazji znów popełnił gafę. Stwierdził, że "woda ma to do siebie, że się zbiera i stanowi zagrożenie, a potem spływa do głównej rzeki i do Bałtyku". A wcześniej nie wykluczał, że konieczne będzie wprowadzenie stanu klęski żywiołowej na części terenów objętych powodzią i nie będzie to miało wpływu na wybory. Konstytucja jest jednak bezwzględna. W takiej sytuacji wybory musiałyby zostać odwołane. Nie mogłyby się też odbyć ani w trakcie obowiązywania klęski żywiołowej, nawet na terenie jednego powiatu, ani 90 dni po jej zakończeniu. "Punktem dla Komorowskiego jest jednak mimo wszystko fakt, że tam pojechał" - uważa Jabłoński.
To, w jaki sposób rząd będzie radził sobie ze skutkami kataklizmu, odbije się na pewno na wynikach kolejnego sondażu. Wczoraj PiS próbowało już zrzucić winę za obecną sytuację na południu Polski na rząd Donalda Tuska. Ten jednak w tym czasie spotykał się z mieszkańcami najbardziej dotkniętych powodzią miejscowości w Małopolsce i na Śląsku. I nikt do premiera nie miał pretensji o to, że zostali zalani. Prosili raczej o pomoc. Premier ją obiecał i zapowiedział wyciągniecie konsekwencji wobec winnych spóźnień w powiadamianiu ludzi o nadciągającym żywiole. Marszałek Komorowski już poprosił, by premier przedstawił informację o planowanych działaniach rządu w sprawie powodzi w tym tygodniu w Sejmie. PiS wolałoby, żeby premier powiedział raczej, co rząd zrobił, by do niej nie doszło.
W tym sporze dwóch największych mało widać innych kandydatów. Grzegorz Napieralski też pojechał do powodzian. Współczuł im i zapowiadał pomoc. A wicepremier Waldemar Pawlak krytykował także premiera za to, że jeżdżą do powodzian zamiast u podstaw pracować nad wyeliminowaniem przyczyn powodzi. Oni walczą jednak tylko o trzecie miejsce.