Osoby o dobrym wzroku i spostrzegawcze mogły zauważyć, że to ogłoszenie wyborcze autorstwa sztabowców Komorowskiego.

W tej samej gazecie, na trzeciej stronie, kolejny hit numeru na całą kolumnę. Pod tytułem „Rolniku, nie daj się ogłupić” satyryczny obrazek, na którym Komorowski biega z dwururką za przerażoną świnią. W roli naganiacza Janusz Palikot z siekierą. Obok garść informacji: za rządów PiS żyto w skupie szło po 600 zł, teraz po 300 zł, oraz że rząd Jarosława Kaczyńskiego wsparł produkcję biopaliw, rząd PO tego nie robi itd. I znów to samo – choć wygląda jak materiał redakcyjny, to ogłoszenie wyborcze.

Reklama

Jak dowiedział się „DGP”, sztab każdego z kandydatów zainwestował w swoje ogłoszenie po 13,5 tys. zł netto. Rabatów nie było.

Jednak było warto. Prof. Rafał Ohme, ekspert w dziedzinie psychologii perswazji, emocji i podświadomości, przekonuje: – To właśnie czytelnicy tabloidów stanowią większość wyborczą, więc koniecznie trzeba do nich dotrzeć.

Tym bardziej że 80 proc. czytelników będzie przekonanych, iż to nie ogłoszenie – bo do tych podchodzi się z nieufnością – lecz artykuł zamieszczony w ich ulubionej gazecie.

Reklama

Redaktor naczelny „Super Expressu” przyznaje, że reklamy są kontrowersyjne. – Ale informacje, że to ogłoszenia, zamieściliśmy – mówi. I dodaje, że redakcja nie ingerowała w ich treść ani formę graficzną.

Czym sztaby Kaczyńskiego i Komorowskiego zaskoczą dziś? Ekspert od kreowania wizerunku Eryk Mistewicz twierdzi, że to już nie czas na wzajemne ataki. – Teraz trzeba już tylko pokazać obrazek, który wyborca będzie miał w głowie, gdy stanie przy urnie wyborczej – mówi Mistewicz.

Reklama

O jakich obrazkach mowa? Na finiszu kampanii w 2007 r. Nicolas Sarkozy przejechał na białym koniu po stepach Camargue. Wyglądał jak bohater westernu „W samo południe”. Przed drugą turą przespacerował się po miejscu, w którym grupka Francuzów broniła się w czasie I wojny światowej przed atakującymi Niemcami. Wyborcy zapamiętali go na tle białych krzyży. Komorowski i Kaczyński powinni sięgnąć właśnie po tego typu retorykę.

Bo trudno podejrzewać ich o zagrania w stylu Silvia Berlusconiego, który w 2006 r. zobowiązał się, że do wyborczego werdyktu wstrzyma się z uprawianiem seksu. A zwolenników swojego rywala Romana Prodiego nazwał fiutami.