Prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski twierdzi, że nigdy nie kupował, nikomu nie zlecał ani nie brał udziału w spotkaniach dotyczących kupowania głosów wyborców. "Mieszkańcy informowali mnie, że nieznane im osoby proponują pieniądze za oddanie głosu na wskazanego przez nich kandydata. Dlatego apelowałem, by o nieprawidłowościach związanych z wyborami informować organy ścigania. Przed I i II turą wyborów występowałem również do Komendanta Wojewódzkiego Policji we Wrocławiu oraz Komendanta Miejskiego Policji w Wałbrzychu, wnosząc o podjęcie stosownych działań operacyjnych" - czytamy w oświadczeniu Kruczkowskiego.
Prezydent Wałbrzycha w ten sposób odniósł się do słów Roberta S., który o rzekomej korupcji wyborczej w Wałbrzychu opowiedział dziennikarzowi "Gazety Wyborczej".
Według GW, sprawa kupowania głosów omawiana była na zamkniętym spotkaniu działaczy Platformy Obywatelskiej (w Wałbrzychu - przyp. PAP) na tydzień przed wyborami. "Brał w nim udział prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski - stwierdził w prokuraturze Robert S., jeden z organizatorów procederu" - czytamy w GW.
GW pisze, że Robert S. był członkiem jednej z kilkunastu dwuosobowych grup, które podczas I i II tury wyborów jeździły po najbiedniejszych dzielnicach miasta i w zamian za pieniądze namawiały do głosowania na kandydatów PO. Przed I turą przez pośrednika otrzymał 2 tys. zł z poleceniem kupowania głosów na Stefanosa Ewangielu, Piotra Głąba i walczącego o reelekcję prezydenta Piotra Kruczkowskiego. Jak twierdzi, kupił ich ok. 200. W zamian za dobrze wykonane zadanie dostał 900 zł i obietnicę zatrudnienia w Wałbrzyskim Związku Wodociągów i Kanalizacji. Ostatecznie - jak twierdzi Gazeta - Robert S. obiecanej pracy nie dostał.
Tymczasem Kruczkowski zaprzecza słowom Roberta S. i "sprawę wiarygodności zeznań S. pozostawia do oceny Prokuratury Okręgowej w Świdnicy".
Prokuratura Okręgowa w Świdnicy wszczęła 10 grudnia śledztwo w sprawie korupcji wyborczej w Wałbrzychu przed I i II turą wyborów samorządowych. Za tego typu przestępstwo grozi do 5 lat więzienia. Śledztwo wszczęte zostało na podstawie materiałów przekazanych przez Centralne Biuro Antykorupcyjne we Wrocławiu.
Śledztwem został objęty okres od początku listopada 2010 r. do 5 grudnia 2010 r. w Wałbrzychu. Rzeczniczka przyznała, że pieniądze, ale i alkohol, były oferowane wałbrzyszanom głównie przez sympatyków jednego z komitetów wyborczych, ale pojawiali się też sympatycy drugiego komitetu, którzy namawiali ludzi do głosowania na ich kandydata.
W Wałbrzychu do II tury wyborów przeszli: wieloletni prezydent miasta Piotr Kruczkowski (PO), który ostatecznie wygrał tegoroczne wybory 325 głosami oraz Mirosław Lubiński (niezależny). Kruczkowski zdobył 50,59 proc. (13 880 głosów), a Lubiński 49,41 proc. (13 555 głosów). Natomiast w I turze na Kruczkowskiego głosowało 24,70 proc., a na Lubińskiego 26,80 proc.
Dlatego też na początku grudnia Lubiński i Patryk Wild (niezależny), również kandydat na prezydenta Wałbrzycha złożyli do sądu wniosek o ponowne przeliczenie głosów w Wałbrzychu i rozpisanie wyborów. Według Lubińskiego, po dokładnym przeanalizowaniu wyników z wałbrzyskich komisji wyborczych okazało się, że 332 głosy zostały unieważnione, ponieważ postawione zostały krzyżyki przy nazwiskach obu kandydatów.
W trakcie II tury wyborów w Wałbrzychu oddanych zostało w sumie 28 077 głosów, w tym głosów ważnych było 27 435, głosów nieważnych było więc 642.
Z kolei Wild w rozmowie z PAP w piątek powiedział, że nie ma wątpliwości co do tego, że w Wałbrzychu przed I i II turą wyborów doszło do korupcji wyborczej. "Jest na to wiele dowodów. Są zeznania świadków, materiały dziennikarskie. Ja nie mam podejrzeń, że doszło do korupcji. Ja jestem tego pewien i dlatego też domagam się w swoim wniosku ponownych wyborów" - mówił Wild.
Tomasz Białek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Świdnicy, do którego wpłynęły dwa protestu wyborcze (od Lubińskiego i Wilda - przyp. PAP) powiedział, że termin procesu najszybciej może być wyznaczony po świętach albo nawet po Nowym Roku.