Jak powiedział PAP w poniedziałek Patryk Wild, współorganizator pikiety, niezależny kandydat na prezydenta Wałbrzycha w niedawnych wyborach samorządowych, manifestanci przyszli w białych rękawiczkach, aby "zamanifestować niezgodę na nieczystą grę, która miała miejsce podczas wyborów samorządowych". "Nie chcemy tu drugiej Białorusi. Dlatego też domagamy się ukarania winnych korupcji wyborczej i rozpisania ponownych wyborów" - mówił Wild.
Dodał, że nie może być tak w demokratycznym kraju, że wygrywa ten, kto ma więcej pieniędzy. "Jeśli winni nie zostaną ukarani, to wkrótce takich Wałbrzychów będziemy mieli w całym kraju więcej" - mówił Wild.
Wild tuż po II turze wyborów prezydenta Wałbrzycha złożył do sądu protest wyborczy, w którym domaga się powtórzenia wyborów do rady miasta, powiatu oraz prezydenckich. Według niego, nie ma wątpliwości co do tego, że w Wałbrzychu przed I i II turą wyborów doszło do korupcji wyborczej.
"Jest na to wiele dowodów. Są zeznania świadków, materiały dziennikarskie. Nie mam podejrzeń, że doszło do korupcji. Jestem tego pewien i dlatego też domagam się w swoim wniosku ponownych wyborów" - mówił Wild.
4 stycznia, we wtorek, w Sądzie Okręgowym w Świdnicy rozpocznie się proces w sprawie wniosku o ponowne przeliczenie głosów w wyborach prezydenta miasta i ewentualnego rozpisania powtórnych wyborów. W tym terminie sąd rozpatrzy wniosek tylko jednego z przegranych kandydatów na prezydenta Wałbrzycha - Wilda.
Natomiast protest drugiego kandydata na prezydenta Mirosława Lubińskiego (niezależny) został zawieszony do czasu, aż sąd rozpatrzy protest Wilda. "Zobaczymy jak się potoczy sprawa pierwszego protestu. Decyzja sądu w sprawie jednego protestu będzie prawdopodobnie obowiązująca dla drugiego" - powiedział PAP w poniedziałek Tomasz Białek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Świdnicy.
Białek przyznał, że nie potrafi powiedzieć, jak długo sąd będzie zajmować się tym protestem i badać okoliczności zgłoszone przez kandydata na prezydenta. Sam Wild przyznał, że zgromadzony przez niego materiał dowodowy jest dość obszerny. "Zgłosiliśmy (wraz z prawnikiem - przyp. PAP) do sądu listę kilkunastu świadków, których sąd będzie przesłuchiwać" - mówił Wild.
Z oświadczenia przesłanego PAP przez Lubińskiego w ub. tygodniu wynika, że będzie on zabiegać, by ponowne wybory w Wałbrzychu odbyły się pod nadzorem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
"Wszystko wskazuje na to, że jestem kandydatem, który najbardziej ucierpiał wskutek procederu kupowania głosów na rzecz kandydata z PO, a także manipulacji kartami wyborczymi, pozwalającymi podejrzewać fałszerstwa wyników głosowania (...) Przygotowałem już prośbę do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, by rozważyła potrzebę obserwacji wyborów w Wałbrzychu, jeśli sąd, do którego wystąpiłem z pozwem w tej sprawie, uzna konieczność ich powtórzenia" - czytamy w oświadczeniu Lubińskiego.
W Wałbrzychu w II turze wieloletni prezydent miasta Piotr Kruczkowski (PO), ostatecznie wygrał wybory 325 głosami z Mirosławem Lubińskim.
Kruczkowski zdobył 50,59 proc. (13 880 głosów), a Lubiński 49,41 proc. (13 555 głosów). Natomiast w I turze na Kruczkowskiego głosowało 24,70 proc., a na Lubińskiego 26,80 proc. W trakcie II tury wyborów w Wałbrzychu oddanych zostało w sumie 28 077 głosów, w tym głosów ważnych było 27 435, głosów nieważnych było więc 642.
Według Lubińskiego, po dokładnym przeanalizowaniu wyników z wałbrzyskich komisji wyborczych okazało się, że 332 głosy zostały unieważnione, ponieważ na kartach do głosowania postawione zostały krzyżyki przy nazwiskach obu kandydatów.
Z kolei poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza" w artykule "Wałbrzyska Watergate" informuje, że dotarła do nagrań rozmowy Roberta S., który ujawnił aferę kupowania głosów w Wałbrzychu, z prezesem Wałbrzyskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji (WPWiK) Stefanosem Ewangielu, kandydatem PO na radnego miejskiego. S. sam miał kupować głosy w zamian za obiecaną wcześniej pracę w WPWiK. Gdy pracy nie dostał - zaczął "sypać".
Z nagrań wynika - informuje GW - że Ewangielu rozmawiał z S. o obiecanym zatrudnieniu w przedsiębiorstwie; także "spekulując jakie będą efekty powyborczego skandalu". Po rozmowie w wodociągach Robert S. spotkał się z kolei ze znajomą Agnieszką, która wciągnęła go w akcję kupowania głosów.
Z relacji GW wynika, że Agnieszka dobrze zna się z Ewangielu i że jej obiecał umorzenie długów za mieszkanie. "Agnieszka opowiada Robertowi S., że 500 zł za kupowanie głosów miał jej zapłacić również prezes innej wodociągowej spółki Piotr Głąb, kandydat PO do rady powiatu" - pisze Wyborcza.
GW przytaczając rozmowę Roberta S. z Agnieszką pisze: "A ty myślisz, że Głąb to co? Przecież on mi też dał pięć stów. A czemu Głąb przeszedł, jak przecież nikt go nie zna? Bo przecież jest Stefan (Ewangielu - przyp. PAP)! I ci, co głosowali na Stefana, głosowali od razu na Głąba i na Kruczkowskiego" (Piotra, prezydenta Wałbrzycha - przyp. PAP).
Prokuratura Okręgowa w Świdnicy wszczęła 10 grudnia śledztwo w sprawie korupcji wyborczej w Wałbrzychu przed I i II turą wyborów samorządowych. Za tego typu przestępstwo grozi do 5 lat więzienia. Śledztwo wszczęte zostało na podstawie materiałów przekazanych przez Centralne Biuro Antykorupcyjne we Wrocławiu.
Śledztwem został objęty okres od początku listopada 2010 r. do 5 grudnia 2010 r. Rzeczniczka prokuratury przyznała, że pieniądze i alkohol były oferowane wałbrzyszanom głównie przez sympatyków jednego z komitetów wyborczych, ale pojawiali się też sympatycy drugiego komitetu, którzy namawiali ludzi do głosowania na ich kandydata.