Na początku stycznia "Rzeczpospolita" napisała, że podczas śledztwa dotyczącego ujawnienia raportu na temat wyjazdu prezydenta Kaczyńskiego do Gruzji prokuratura przesłuchała setki świadków, a także "sprawdzano billingi urzędników z kancelarii poprzedniego prezydenta". "Sięgnięto do zapisów połączeń Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Do wszystkich danych dostęp miała ABW" - pisała "Rz".
W czwartek Prokuratura Okręgowa w Warszawie zaprzeczyła jakoby występowała o billingi Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki w śledztwie o ujawnienie raportu ABW nt. incydentu w Gruzji w 2008 r. Przyznała jednak, że występowano o billingi urzędników prezydenckich - Piotra Kownackiego i Małgorzaty Bochenek, a śledztwo zakończyło się pod koniec 2010 r. oskarżeniem Kownackiego o ujawnienie mediom tajnego raportu ABW.
Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk na piątkowej konferencji prasowej powiedział, że skoro prokuratura nie występowała o billingi pary prezydenckiej, to oznacza, że zrobiła to ABW, bez zgody prokuratury.
"Pomimo wczorajszej konferencji prasowej (PiS) i pomimo artykułu w +Rzeczpospolitej+, ABW nie odniosła się w żaden sposób do tych informacji. Ani nie potwierdziła, ani nie zaprzeczyła, czy występowała w trybie działań operacyjnych o billingi Lecha Kaczyńskiego, jego małżonki i innych ministrów. To w naszej ocenie pokazuje, że ABW w tej sprawie nie ma czystych rąk" - powiedział Mularczyk.
Poseł PiS przekonywał, że jest to niezwykle poważna sprawa, którą można porównać z amerykańską aferą Watergate. "ABW podlegająca premierowi Donaldowi Tuskowi podjęła działania operacyjne wobec głowy naszego państwa, zbierała dane wrażliwe polegające na tym, z kim pan prezydent rozmawiał, gdzie przebywał i z kim się spotykał" - zaznaczył Mularczyk.
"To wszystko skłania nas jeszcze raz do publicznego zapytania pana premiera Donalda Tuska i szefa ABW pana Krzysztofa Bondaryka o to, czy podejmował działania operacyjne, na jakiej podstawie i w jakim trybie, wobec prezydenta Lecha Kaczyńskiego" - powiedział poseł PiS.
Rzecznik PiS Adam Hofman uważa, że szef ABW musi odpowiedzieć na pytanie, czy agencja na polecenia rządu wykorzystała sprawę przecieku gruzińskiego do tego, by "osaczać głowę państwa i jego środowisko" tuż przed wyborami prezydenckimi.
"Jeśli tak się stało, to mamy do czynienia z gigantycznym nadużyciem władzy, którego w ostatnich latach nie mieliśmy" - powiedział Hofman.
Poinformował, że klub PiS ma już przygotowany wniosek o zwołanie specjalnego posiedzenia Sejmu w tej sprawie i zamierza go złożyć jeszcze w piątek.
"Chcielibyśmy, aby wysoka izba zajęła się tą sprawą, bo to leży w interesie wszystkich, aby do końca ją wyjaśnić i aby nie pozostało żadne niedomówienie" - powiedział Hofman.
Dodał, że PiS złożył w czwartek w tej sprawie także zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, do Biura Bezpieczeństwa Narodowego, sejmowej komisji ds. służb specjalnych oraz Rzecznika Praw Obywatelskich, gdyż - jak zaznaczył - zdaniem PiS doszło tu też do złamania standardów prawnych, jeśli chodzi o inwigilację dziennikarzy.
Poufny raport ABW dotyczył incydentu z oddaniem strzałów podczas wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji. 23 listopada 2008 r. konwój samochodów z prezydentami Kaczyńskim i Micheilem Saakaszwilim został zatrzymany przy granicy z Osetią Południową. Rozległy się strzały. Nikomu nic się nie stało. Powołując się na tajny raport, "Dziennik" napisał, że za najbardziej prawdopodobną wersję uznano w dokumencie, iż "sytuacja mogła być wykreowana przez stronę gruzińską".
Według ujawnionych ustaleń, polskie Biuro Ochrony Rządu nie znało szczegółów wyjazdu na granicę, a w chwili gdy padły strzały, Lech Kaczyński - przebywający razem z prezydentem Gruzji - nie miał właściwej obstawy.