PAP dotarła do treści zawiadomienia, które zostało skierowane do prokuratury w czwartek.
Macierewicz zarzuca Klichowi utrudnianie prowadzonego przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie postępowania karnego w sprawie katastrofy smoleńskiej, a także "działania na szkodę Polski jako jej przedstawiciel na terenie Federacji Rosyjskiej".
Według Macierewicza, Klich przekroczył swoje uprawnienia, gdy 13 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku zażądał od będących na miejscu przedstawicieli Naczelnej Prokuratury Wojskowej przerwania przesłuchania szefa meteo na lotnisku w Smoleńsku. W opinii posła PiS Klich "utrudnił toczące się postępowanie karne, działał na szkodę polskiego wymiaru sprawiedliwości oraz wbrew interesom RP".
Macierewicz zarzuca też Klichowi, że 15 kwietnia 2010 r. na terenie lotniska w Smoleńsku "uniemożliwił obserwatorom ze strony polskiej udziału w oblocie środków radiotechnicznej kontroli lotów lotniska Smoleńsk +Północny+ oraz niezapełnienie właściwego udokumentowania wizji lokalnej tych środków".
Ponadto według posła Klich 15 kwietnia 2010 mógł uniemożliwić polskim ekspertom badającym wrak rozbitego samolotu "dokończenie prac przed zniszczeniem i wywiezieniem jego szczątków przez przedstawicieli Federacji Rosyjskiej, czym działał na szkodę RP".
Podczas piątkowej konferencji prasowej Macierewicz skrytykował też oświadczenie prokuratury, która ogłosiła, że nie znalazła przesłanek, by stwierdzić, że 10 kwietnia pod Smoleńskiem doszło do "czynu o charakterze terrorystycznym".
"Chciałem poinformować, że będę stawiał wniosek o to, żeby Sejm powołał komisję śledczą ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Nastąpiła sytuacja modelowa, opisana w konstytucji, że jeżeli organa państwa nie są w stanie sprostać sytuacji, wtedy Sejm powołuje komisją śledczą" - podkreślił Macierewicz.
Zapowiedział, że zwróci się do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, żeby klub PiS w najbliższym czasie złożył wniosek ws. powołania komisji śledczej. "Powołanie komisji mogłoby poruszyć sprawę śledztwa, którego zaniechali dzisiaj prokuratorzy. To prawda, że jest mało czasu. Nowy Sejm, jeżeli ta komisja pracy nie zakończy, będzie mógł kontynuować pracę, chociaż będzie musiał wybrać nowy skład" - dodał.
Macierewicz zaznaczył, że główne materiały związane z katastrofą do dzisiaj nie zostały zbadane przez polską prokuraturę. Wśród nich wymienił oryginały czarnych skrzynek, protokoły z sekcji zwłok ofiar katastrofy oraz wrak TU-154M. "Jak w związku z tym można podejmować decyzję wykluczającą jakąkolwiek z wcześniej przyjętych hipotez, jeżeli nie zbadało się zasadniczych materiałów związanych z tragedią?" - pytał.
Kierowany przez Macierewicza zespół spotkał się w piątek z politykiem PiS Joachimem Brudzińskim, który był wśród polityków tej partii towarzyszących prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiego w Smoleńsku 10 kwietnia - po tym jak doszło do katastrofy samolotu.
Brudziński powiedział posłom, że 10 kwietnia 2010 r. ani premier Donald Tusk, ani szef rosyjskiego rządu Władimir Putin nie podeszli do ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by oddać mu hołd.
Ciało prezydenta - według niego - zostało "przeniesione i po prostu zrzucone kilkanaście metrów dalej na błoto". Po raz kolejny wyraził opinię, że premier Tusk, który w dniu katastrofy był w Smoleńsku, powinien "zamiast ściskać się z Putinem" zażądać od niego, aby ciało polskiego prezydenta znalazło się natychmiast w godnym miejscu. Podtrzymał swój zarzut, że premier Tusk "stracił jakiekolwiek moralne kwalifikacje do tego, żeby być premierem polskiego rządu czy w ogóle funkcjonować w polskiej polityce".
Rzecznik rządu Paweł Graś w miniony poniedziałek w "Kropce nad i" w TVN24 odpierał zarzuty Brudzińskiego, który również w niedawnym wywiadzie dla "Dużego Formatu" zarzucił premierowi, że ciało Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku było traktowane w nieodpowiedni sposób.
"W obliczu takiej tragedii wszyscy są równi. Tam zginęło 96 osób i wszyscy byli traktowani dokładnie tak samo. Tam nie było równych i równiejszych. Ciało pana prezydenta Kaczyńskiego wbrew temu, co jeszcze kiedyś opowiadał pan Brudziński, nie leżało w błocie, ale jak inne ciała na noszach" - powiedział Graś.
Podkreślił, że 10 kwietnia przez cały dzień przebywali na miejscu katastrofy pracownicy Kancelarii Prezydenta, którzy - jego zdaniem - mogli w tej sprawie coś zrobić, jeśli uznawali, że jest z tym jakiś problem.