Przyczyną katastrofy nie było uderzenie samolotu w brzozę, twierdzi duński inżynier. - Znajomość aerodynamiki i analiza śladów na ziemi wskazuje, że prezydencki Tu-154 w ogóle nie zahaczył o drzewo - przekonywał Glenn Joergensen. Trzeba więc, jego zdaniem, zastanowić się, co było prawdziwą przyczyną katastrofy.

Reklama

Duński inżynier podkreślił, że dojście do prawdy powinno nastąpić poza podziałami politycznymi. Dodał, że śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego ma bezpośredni związek z tym, co wcześniej zdarzyło się w Gruzji, a teraz dzieje się na Ukrainie. - To, co zrobimy, jest bardzo ważne nie tylko dla Polski, ale dla całej Europy - powiedział Joergensen. Wezwał też członków zespołu parlamentarnego, aby wzięli to pod uwagę przy najbliższych wyborach, gdyż przy obecnej władzy nie ma szans, aby dojść do prawdy. - Trzeba zrobić wszystko, żeby wyjaśnić kwestię Smoleńska - podkreślił.

Twierdzeniom inżyniera zaprzeczył jednak Maciej Lasek, szef zespołu smoleńskiego działającego przy kancelarii premiera. Powiedział, że samolot zachowywał się tak jak zapisały to rejestratory lotu. Z zapisu wynika, że tupolew uderzył skrzydłem w brzozę, po czym mocno się przechylił. Lasek dodał, że Joergensen stosuje bardzo prostą metodę analizy przebiegu lotu, która może nie być wystarczająco dokładna.