Największe oburzenie związków zawodowych wywołała decyzja Zapatero o podniesieniu wieku emerytalnego z 65 do 67 lat. Premier nie tylko nie przeprowadził wcześniej w tej sprawie konsultacji społecznych, ale w dodatku ogłosił reformę za granicą, na forum ekonomicznym w Davos. Chciał w ten sposób zapobiec rozszerzeniu się na Hiszpanię paniki, jaką wywołała u inwestorów katastrofalna sytuacja finansowa Grecji. Ale w kraju efekt tej decyzji był fatalny.

Reklama

Na tym jednak nie koniec zmian. W tym roku rząd planuje ograniczenie wydatków państwa aż o 50 mld euro. Ograniczone mają zostać nakłady na modernizację infrastruktury drogowej, ale także niektóre programy społeczne. Rząd chce także podwyższyć o 2 punkty pocentowe podatek VAT, co ograniczy deficyt budżetowy o kolejne 40 mld euro. Plan reform zakłada także zasadnicze poluzowanie reguł rządzących rynkiem pracy. Dzięki zmianom pracodawcy mogliby nie tylko łatwiej zwalniać pracowników, ale także ograniczać ich pensje.

"Reformy są konieczne, aby Hiszpania znów zaczęła pracować i się rozwijać, a nie utonęła w długach" - uważa Miguel Angel Ordonez, prezes hiszpańskiego banku centralnego.

Poza Łotwą Hiszpania ma najwyższy wskaźnik bezrobocia w Unii: 18,8 proc. I zdaniem części ekonomistów może on wzrosnąć w tym roku nawet do 22 proc. osób w wieku produkcyjnym. Najgorzej mają ludzie młodzi, bo aż 40 proc. z nich pozostaje bez pracy.

Reklama

Brak pracy to przede wszystkim wynik zbyt wysokich pensji przy słabej - w porównaniu z Niemcami, Francją czy i innymi głównymi gospodarkami eurolandu - wydajności. Jednak na zmianę warunków uposażeń nie zgadzają się związki zawodowe. Z tego powodu Hiszpania pozostaje jedyną dużą gospodarką Zachodu, która wciąż nie może wydobyć się z recesji. Nawet w przyszłym roku, przewiduje OECD, wzrost ma być niezwykle anemiczny i ograniczyć się do 0,9 proc.

czytaj dalej



Reklama

"Wielka Brytania nie należy do strefy euro i może stać się bardziej konkurencyjna poprzez dewaluację funta. My takiej możliwości nie mamy" - podkreśla Jaime Dannhauser, ekonomista agencji Lombard Street.

Pod rządami socjalistów wzrost gospodarczy napędzał przede wszystkim niezwykły boom mieszkaniowy finansowany z kredytów. Dzięki niemu nawet mieszkania w bloku na przedmieściach Barcelony osiągały 4-5 tys. euro za metr kwadratowy. Gdy jednak bańka nieruchomości w zeszłym roku gwałtownie pękła, zabrakło alternatywnego silnika, który mógłby utrzymać wzrost hiszpańskiej gospodarki.

Innym problemem jest rosnące zadłużenie kraju. W zeszłym roku deficyt budżetowy kraju wyniósł aż 11,4 proc. PKB. To niewiele mniej niż Grecji, choć atutem Madrytu jest o wiele mniejsze zadłużenie niż Aten.

Mimo wszystko, aby utrzymać zaufanie inwestorów, Zapatero obiecał, że w tym roku deficyt budżetowy spadnie do ok. 8 proc. PKB, a w 2012 r. zejdzie poniżej dopuszczalnego poziomu 3 proc. PKB. To właśnie z tego powodu rząd ogłosił bolesny plan cięć socjalnych, przeciwko którym protestują związki zawodowe.

"Rząd stara się zrzucić cały ciężar kryzysu na pracowników. A przecież to bankierzy doprowadzili do obecnych kłopotów i to oni powinni teraz za nie zapłacić" - przekonuje Javier Lopez, przywódca Konfederacji Związków Zawodowych.