Choć amerykańskie elity i media propagują ewolucjonistyczną wizję świata, kreacjoniści rosną w siłę. I już żądają, by teorię Darwina usunąć ze szkolnych podręczników ich dzieci. "Zapewne na razie do tego nie dojdzie, bo władze federalne konsekwentnie utrzymują, że nauczanie kreacjonizmu kłóci się z konstytucyjnym zapisem o rozdzielności państwa i kościoła" - mówi DZIENNIKOWI Glenn Branch z ośrodka badawczego National Center for Science Education.

Jednak nie oznacza to, że zwolennicy teorii o stworzeniu świata wyłącznie na drodze boskiego działania są bez szans w propagowaniu swoich poglądów. Pomaga im w tym system edukacyjny. W przeciwieństwie do Europy, amerykańska oświata jest zdecentralizowana - nie ma ujednoliconych programów dla szkół publicznych. Dlatego nikt do końca nie wie, co dzieje się w klasie po dzwonku, gdy zamykają się drzwi.

"Kiedy dwa lata temu związek nauczycieli National Science Teachers Organization przeprowadził wśród swych członków ankietę, aż 30 proc. respondentów przyznało, że wywierano na nich presję, aby ograniczać zakres nauczania o ewolucjonizmie lub w ogóle go pomijać" - mówi Glenn Branch.

Cztery lata temu miesięcznik Scientific American opublikował wyniki badań Lawrence S. Lernera z California State University na temat poziomu wiedzy o ewolucji wśród uczniów. Okazało się, że tylko w sześciu najbardziej liberalnych stanach (Kalifornii oraz na północno-wschodnim wybrzeżu USA), poziom nauczania był satysfakcjonujący. Na drugim biegunie znalazło się sześć innych stanów, w których o Darwinie praktycznie na lekcjach nie mówiono.

"Raczej nie dożyjemy czasów, że nauka o ewolucji całkowicie zaniknie w USA. Jednak już teraz mamy sytuację, gdy wielu uczniów w trakcie swojej edukacji nigdy nie usłyszy o teorii ewolucji" - twierdzi Austin Cline, współpracownik "New York Timesa" zajmujący się się agnostycyzmem i ateizmem.

Miarą rosnącego wpływu kreacjonistów na opinię publiczną w USA może być choćby to, że dziś posiadają oni nawet swoją placówkę naukową. Discovery Institute w Seattle w stanie Waszyngton działa już 10 lat i zdołał skupić wokół siebie grupę ponad czterdziestu ekspertów od anty-darwinizmu i nadal przyciąga nowych. Dwa lata temu działalność placówki wysoko ocenił sam prezydent George W. Bush, chwaląc ją za "dążenie do tego, by amerykańscy uczniowie mogli zapoznać się z różnymi poglądami na temat rozwoju świata".

Glenn Branch przewiduje, że "wojna o szkołę" między ewolucjonistami a kreacjonistami zakończy się remisem." Myślę, że już niedługo nasze dzieci, przyswajając wiedzę o ewolucjonizmie i dorobku Karola Darwina, będą się również obowiązkowo uczyły o teoriach, które ewolucjonizm krytykują" - podsumowuje.











Reklama