Portugalscy lekarze masowo odmawiają przeprowadzania aborcji, którą w imię "ucywilizowania" kraju zalegalizował socjalistyczny rząd Jose Socratesa. W wielu szpitalach nie da się usunąć ciąży, bo nie ma żadnego ginekologa, który byłby gotów to uczynić. Socjaliści sprowadzają więc prywatne kliniki aborcyjne z sąsiedniej Hiszpanii. To jednak nie koniec buntu. Posłuszeństwo rządowi wypowiedziała autonomiczna wyspa Madera, a kontrowersyjna ustawa trafiła do Trybunału Konstytucyjnego.
Joao Malta jest ginekologiem w lizbońskim Hospital CUF Descobertas i działaczem organizacji pro-life. 15 lipca, gdy weszło w życie nowe prawo, poinformował, że sumienie nie pozwala mu na przerywanie ciąży. "Nie zajmuję się zabijaniem swoich pacjentów" - tłumaczy w rozmowie z DZIENNIKIEM.
Podobnie jak on zachowała się znaczna większość jego kolegów. Portugalskie media podają, że co najmniej cztery piąte portugalskich lekarzy nie chce mieć nic wspólnego z aborcją. W 9 na 50 państwowych szpitali w ogóle nie ma możliwości usunięcia ciąży, a w innych tworzą się kolejki.
Lewica jest zdeterminowana. "Sprowadzają do Portugalii lekarzy zza granicy, wiem, że przyjeżdżają do nas hiszpańscy ginekolodzy gotowi usuwać ciąże" - mówi doktor Malta. Niedawno jedna z amerykańskich gazet zamieściła reportaż o prywatnej klinice hiszpańskiej, która otwiera swoje przedstawicielstwo w Lizbonie. "My jesteśmy pierwsi, po nas przyjedzie tu wielu innych" - mówiła właścicielka placówki Yolanda Hernandez.
Szef hiszpańskiej organizacji Fundacion Vida Manuel Cruz mówi DZIENNIKOWI, że dokładnie ten sam fenomen wystąpił w jego kraju, gdy aborcję w latach 80. zalegalizował socjalistyczny rząd Felipe Gonzalesa. "Przez pierwsze dwa lata hiszpańscy lekarze również nie chcieli usuwać ciąży. Rząd zaczął sprowadzać lekarzy drugiej kategorii z Argentyny i Meksyku, którzy nie mieli nic przeciwko sprzeniewierzaniu się swojej profesji" - mówi.
Lewica portugalska również nie zamierza składać broni w starciu z lekarzami - świadczy o tym jej dotychczasowa determinacja. Ustawa Socratesa stała się jednym z głównych projektów socjalistycznej ekipy. Przeforsowano ją na siłę. W lutowym referendum wzięło udział zaledwie 40 proc. uprawnionych i głosowanie było nieważne. Socrates wytłumaczył jednak, że skoro 58 proc. biorących udział powiedziało "tak", to Portugalczycy chcą aborcji. Ustawę przyjął parlament.
Ustawa zagroziła tymczasem nie tylko jedności środowiska lekarskiego, ale również jedności państwa. Madera, konserwatywna wyspa na Oceanie Atlantyckim, poinformowała parę miesięcy temu, powołując się na swój status autonomiczny, że nie podporządkuje się nowemu prawu. Kryzys między rządem wyspy i władzami w Lizbonie do dziś nie został zażegnany.
"Lizbona nie ma prawa narzucać autonomii prawa, przeciwko któremu ludność Madery głosowała w 64 proc." - mówił niedawno lokalny przedstawiciel władz Francisco Jardim Ramos. Autonomiczny rząd i organizacje przeciwników aborcji zaskarżyli dzieło Socratesa do Trybunału Konstytucyjnego. Wyrok ma zapaść w ciągu najbliższych miesięcy.