Audyt rodzinnych rejestrów zarządzono wkrótce po tym, jak pod koniec lipca policja odkryła szczątki mężczyzny uważanego wcześniej za najstarszego mieszkańca Tokio. Sogen Kato miałby dziś 111 lat - gdyby nie fakt, że zmarł jakieś trzydzieści lat temu. Jego zmumifikowane ciało spoczywało w jego własnym łóżku przez lata, a krewni konsekwentnie odsyłali z kwitkiem urzędników próbujących się skontaktować z seniorem. W końcu prawda wyszła na jaw.
Już kilka dni później urzędnicy podjęli próbę skontaktowania się z "najstarszą mieszkanką Tokio", 113-letnią Fusą Furuyą. Problem w tym, że zaginął po niej wszelki ślad.
Przez następny miesiąc japońskie władze rozpoczęły gorączkowe sprawdzanie rejestrów rodzinnych. Efekt? Okazało się, że w całym kraju nie można się doliczyć ponad 230 tysięcy stulatków, wśród których są tacy, którzy dziś powinni mieć nawet 150 lat! Według ministerstwa sprawiedliwości w grupie tej są ludzie, którzy zginęli jeszcze w czasie II wojny światowej. W olbrzymiej większości przypadków ich śmierć nie została zgłoszona władzom.
W wielu przypadkach chodzi jednak o pieniądze. Według oficjalnych danych, Sogen Kato tylko w ciągu ostatnich sześciu lat otrzymał od władz emeryturę wysokości w sumie ponad 100 tysięcy dolarów.
Skala wyłudzeń może być gigantyczna. Co piąty Japończyk dziś ma skończone 65 lat. W oficjalnych rejestrach figuruje przeszło 40 tysięcy stulatków, z których 87 proc. to kobiety. W rzeczywistości jednak liczby te mogą być znacznie mniejsze. Dochodzenie trwa.