Porozumienie zawarte między Rosją a samozwańczą republiką Południowej Osetii dotyczy współpracy w zakresie obronności i bezpieczeństwa, polityki zagranicznej, sfery gospodarczej i humanitarnej oraz spraw społecznych. Traktat przewiduje również wzajemnej współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa i stabilności w regionie Kaukazu Południowego. Tak w oficjalnym tonie ogłasza agencja informacyjna RIA "Novosti". Co to oznacza? Zdaniem ekspertów to krok stronę wcielenia republiki do Rosji.
Południowa Osetia i Abchazja ogłosiły swoją niepodległość od Gruzji, której były częścią, w sierpniu 2008 roku. Po zakończeniu wojny gruzińsko-rosyjskiej Gruzja nie odzyskała już kontroli nad odszczepieńczymi regionami. Po prawie 7 latach Osetię Południową jako niepodległe państwo uznaje zaledwie kilka krajów na świecie, między innymi Rosja, Nikaragua, Wenezuela i Vanuatu.
Specjaliści od polityki wschodniej od początku podejrzewali, że prędzej czy później Rosja doprowadzi do aneksji obu regionów, których samodzielny byt nie ma sensu.
Symboliczne jest to, że do podpisania umowy o integracji doszło akurat w rocznicę aneksji Krymu. Rocznica była w Moskwie obchodzona bardzo hucznie, z tej okazji zorganizowano koncert i wielotysięczną manifestację poparcia dla rosyjskiego Krymu.
Wojnę w Gruzji i na Ukrainie wiele łączy. Rosja zastosowała w obu przypadkach podobny mechanizm - wspierania odszczepieńczych tendencji wśród mieszkańców separatystycznych regionów i elementu militarnego. Dzisiaj wojna w Gruzji jest odbierana jako test, który Rosja przeprowadziła 7 lat temu na Unii Europejskiej. I który Unia oblała.
– Unia nie zareagowała wtedy wystarczająco mocno. Ówczesny prezydent Francji, Nicolas Sarkozy (Francja pełniła wówczas rotacyjną prezydencję w UE), podjął się roli mediatora i starał się nie skrzywdzić Rosji. Pokój został zawarty na warunkach korzystnych dla Rosji. I bardzo szybko wrócono do formuły „business like usual” . To zachęciło Rosję do działań na Ukrainie kilka lat później – przyznaje w rozmowie z dziennik.pl jeden z dyplomatów unijnych. Teraz stosowany jest podobny mechanizm na Ukrainie. Jest ryzyko, że ceną za pokój będzie aneksja nie tylko Krymu, ale także i wschodniej części Ukrainy.
– Unia nie powinna iść na taki kompromis, bo to tylko zachęci Rosję do dalszej ekspansji. Wojny to nie powstrzyma, bo jeśli Rosja ją planuje, to i tak do niej doprowadzi. A Putina utwierdzi w przekonaniu o słabości Unii – dodaje litewski europoseł Gabrielius Landsbergis. A następne w kolejności mogą być kraje nadbałtyckie i przede wszystkim Mołdawia. Tu mógłby zostać zrealizowany mechanizm podobny do ukraińskiego i gruzińskiego: przy pomocy uznania niepodległości separatystycznego Naddniestrza.
Szkoda, że przez zamach terrorystyczny w Tunezji osetyńsko-rosyjska umowa nie została zauważona przez media.