Gazeta przypomina, że w 2015 roku prezydent Ukrainy Petro Poroszenko podpisał ustawę, która uznaje prawny status uczestników walk o niepodległość kraju w XX wieku, w tym członków Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA). Według krytyków "tłumi ona debatę na temat zapisów historycznych dotyczących drugiej wojny światowej i wybiela lokalnych sprawców Holokaustu" - czytamy w artykule.

Reklama

Przepisy wywołały pewien sprzeciw, w tym list otwarty ponad 70 historyków, w którym napisali, że ustawa m.in. "stoi w sprzeczności z prawem do swobody wypowiedzi" i ignoruje współudział Ukraińców w Holokauście. Jednak tak jak w przypadku podobnych kroków w innych dawnych krajach komunistycznych, za granicą ukraińska ustawa wywołała niewielki sprzeciw i zainteresowanie, zwłaszcza w porównaniu do głośnych obiekcji wobec podobnych środków w Polsce, które we wtorek zostały podpisane przez prezydenta - ocenia dziennik.

"Times of Israel" cytuje dyrektora Ukraińskiego Komitetu Żydowskiego Eduarda Dolinskiego, który uważa, że "ukraińska i polska ustawa są podobne". "Jednak w przypadku Ukrainy nie widzieliśmy niczego, co przypominałoby" falę potępienia, jaka spadła na Polskę - dodaje.

Według działaczy takich jak Dolinski wyodrębnianie Polski odzwierciedla obecne upolitycznienie debaty na temat historii II wojny światowej w Europie Wschodniej. Ich zdaniem debatę tę zniekształcają napięcia geopolityczne związane z Rosją, populizm, ignorancja i nieprzepracowane traumy narodowe.

Na podobieństwa między ukraińskimi i polskimi przepisami wskazuje też australijski dziennikarz i pisarz urodzony w Kijowie Alex Ryvchin. Obie (ustawy - PAP) dążą do wykorzystania legalności i siły prawa, by ustanowić oficjalną narrację dotyczącą ofiar, heroizmu i prawości. Jednocześnie penalizują publiczną dyskusję o historycznych prawdach, które są sprzeczne z tą narracją lub ją podważają - mówi. Jednak reakcja na polską ustawę rzeczywiście przyćmiła odpowiedź na uporczywy państwowy rewizjonizm w innych częściach Europy, choć w Polsce wskaźnik kolaboracji generalny był niższy niż na Ukrainie i Łotwie - dodaje Ryvchin.

Dziennik twierdzi, że Litwa i Łotwa "były pionierami nacjonalistycznej legislacji, która ogranicza debatę o Holokauście na ich terytoriach". Według krytyków te ustawy także przerzucały jedynie na nazistowskie Niemcy winę za wymordowanie Żydów, do czego dochodziło z lokalnymi pomocnikami. Wydaje się też, że w przepisach stawiany jest znak równości między "nazistowskim ludobójstwem i politycznymi represjami ZSRR, o które wiele osób w byłym ZSRR obwinia żydowskich komunistów" - czytamy.

Reklama

W 2010 roku Litwa, "kraj, gdzie nazistowscy kolaboranci właściwie starli liczącą 250 tys. osób żydowską społeczność", znowelizowała kodeks karny - tłumaczy. Przewidziano w nim do dwóch lat więzienia dla każdego, kto "zaprzecza lub rażąco zaniża" zbrodnię ludobójstwa lub "inne zbrodnie przeciw ludzkości lub zbrodnie wojenne popełnione przez ZSRR lub nazistowskie Niemcy przeciwko mieszkańcom Litwy" - czytamy.

"Times of Israel" pisze, że podobne przepisy obowiązują od 2014 roku na Łotwie. "Nakładają one karę do pięciu lat pozbawienia wolności na każdego, kto zaprzecza roli +zagranicznych mocarstw, które popełniły zbrodnie przeciwko Litwie i narodowi litewskiemu+, nie wspominając o udziale łotewskich ochotników SS w wymordowanie prawie wszystkich" Żydów w kraju - wyjaśnia.

Dolinski, który nie popiera polskiej nowelizacji, nie rozumie, "dlaczego tylko ona wywołała tak ostrą reakcję" społeczności międzynarodowej - pisze gazeta. Dwa lata temu na Ukrainie potrzebowaliśmy ostrej reakcji. Ta walka musi dotyczyć wszystkich tych przypadków. Aby presja była skuteczna, nie może być ona wybiórcza - twierdzi.

Działacz wysuwa tezę, że Zachód daje Ukrainie wolną rękę, gdyż jest ona pogrążona w wojnie z Rosją. Podobnego zdania jest szef organizacji Łotwa bez Nazizmu Joseph Koren. Są antyrosyjskie nastroje na świecie i oznacza to międzynarodowe milczenie w sprawie krajów, które są skonfliktowane z Rosją - uważa.

Polska i Węgry to inna kategoria- dodaje pracujący na Litwie naukowiec i wieloletni działacz przeciwko zniekształcaniu Holokaustu w tym kraju Dovid Katz. Powodem wyodrębniania Polski i Węgier jest to, że "kwestie Holokaustu, antysemityzmu i ograniczania demokratycznych wypowiedzi w tych krajach nigdy nie były postrzegane tylko przez sam pryzmat proputinowski czy antyputinowski" - ocenia.

Pod tą rzekomą zasłoną milczenia na Ukrainie i w krajach bałtyckich w szybkim tempie łamane są obowiązujące od dekad tabu dotyczące honorowania zbrodniarzy wojennych, w tym ochotników SS, którzy entuzjastycznie brali udział w masowych zbrodniach na Żydach i Polakach - pisze "Times of Israel".

Gazeta przypomina, że prezydent Łotwy Raimonds Vejonis w ubiegłym tygodniu wyraził ostateczną zgodę na przepisy, które zapewniają wsparcie finansowe wszystkim weteranom drugiej wojny światowej, w tym ochotnikom SS. Dodaje, że Łotwa to jedyny kraj na świecie, w którym co roku za zgodą władz w centrum stolicy odbywa się marsz weteranów SS.

Dziennik pisze, że w 2017 roku ukraińskie miasto Kałusz pod Lwowem postanowiło nazwać ulicę imieniem Dmytra Palijiwa, który podczas drugiej wojny światowej był oficerem 14. Dywizji Grenadierów SS. Ponadto w ubiegłym roku ukraińska telewizja państwowa po raz pierwszy minutą ciszy uczciła pamięć Symona Petlury, zabitego przez żydowskich komunistów za jego rolę w wymordowaniu 35-50 tys. Żydów w latach 1918-1921, gdy Petlura stał na czele Ukraińskiej Republiki Ludowej.

Dolinski krytykuje przymykanie oka na działania Ukrainy. Ukraina musi dołączyć do Europy jako cywilizowany członek rodziny narodów. Aby to się stało, musi szczerze i otwarcie mówić o swej historii - uważa.

Ryvchin twierdzi, że powodem wyjątkowo ostrej reakcji na polskie przepisy jest to, że "Polska jest postrzegana jako epicentrum Holokaustu". Jakakolwiek próba zniekształcenia lub zakamuflowania tego, co się wydarzyło w Polsce, jest postrzegana jako wyjątkowo skandaliczny atak na historię Holokaustu i pamięć o zabitych - przekonuje.

Z kolei Katz uważa, że paradoksalnie Polska jest krytykowana, gdyż ma nadzwyczaj aktywne społeczeństwo obywatelskie, a także z powodu żywej debaty na temat polityki pamięci, którą generują przepisy. Polska, podobnie jak Węgry, "ma silne ruchy liberalne, które same sprzeciwiają się oficjalnym działaniom rządu w różnych sprawach, w przeciwieństwie do państw bałtyckich, gdzie często sprzeciw jest tłumiony przy wykorzystaniu pełnej siły prawa" - dodaje.