Komisja wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych (LIBE) Parlamentu Europejskiego odczekała z prezentacją raportu o stanie praworządności na Węgrzech do wyborów w tym kraju. Autorką dokumentu, który uznaje, że nad Balatonem istnieje znaczne zagrożenie dla rządów prawa, jest pochodząca z Holandii Judith Sargentini. Budapeszt oświadczył, że jest to dowodem, iż „sieci Sorosa oplotły Europę i próbują podważyć legalność wybranego rządu, a także zmienić wynik wyborów”.
Sargentini przypomniała, że od 2010 r. instytucje europejskie wysyłały wiele ostrzeżeń pod adresem Budapesztu, jednak nie przynosiło to rezultatu. Dotychczas uchwalono sześć rezolucji wymierzonych w Węgry. Co politycznie ciekawe, w raporcie wraca się do zagadnień, wokół których konflikt z Brukselą – jak się wydawało – został już zażegnany. Chodzi o kontrolę nad sądem konstytucyjnym, sądami powszechnymi, ograniczanie wolności słowa, stronniczą Radę Mediów Narodowych, system wspierania bliskiej Fideszowi prasy poprzez zlecanie publikacji ogłoszeń rządowych czy łamanie praw migrantów.
Ewentualne przyjęcie raportu na forum komisji LIBE ma się odbyć w czerwcu, a Parlament Europejski zajmie się nim we wrześniu. Dopiero na tej podstawie mogą być podejmowane kolejne kroki dyscyplinujące, w tym uruchomienie przez Komisję Europejską procedury w ramach art. 7 Traktatu o UE. Największą niewiadomą będzie postawa Europejskiej Partii Ludowej, której przewodniczący i szef frakcji w PE otwarcie udzielili Orbánowi poparcia w przeddzień wyborów parlamentarnych z 8 kwietnia, które Fidesz wygrał, zdobywając 49 proc. głosów.
Reklama
Instytucje europejskie już nieraz pokazywały brak konsekwencji w działaniach, a także stosowanie niejasnych kryteriów oceny procesów politycznych, które w dużej mierze uzależnione są od bieżącej koniunktury. Nie inaczej może być w przypadku Węgier. Ze strony Budapesztu można się zaś spodziewać niezwykle koncyliacyjnego podejścia w negocjacjach nowej perspektywy budżetowej. Taka polityka na forum europejskim będzie utrzymywana co najmniej do maja przyszłego roku, kiedy po wyborach do Parlamentu Europejskiego dowiemy się, jaki jest nowy układ sił politycznych.
Węgry zajmują też ostatnio ambiwalentne stanowisko wobec kryzysu migracyjnego. Oficjalnie bowiem, co było zresztą główną osią kampanijnego dyskursu, Budapeszt odrzuca imigrantów. Masowa migracja ma grozić utratą tożsamości kulturowej. Warto jednak zwracać uwagę na konkretne słowa wypowiadane przez przedstawicieli rządu. Otóż słowo „uchodźca” pojawiło się w ostatnim czasie tylko dwukrotnie: przy okazji informacji o udzieleniu w 2017 r. pomocy 1291 osobom oraz wtedy, gdy premier mówił o możliwości przystąpienia do mechanizmu relokacji.
Owe 1291 osób, z których 106 otrzymało status uchodźcy (reszta inną pomoc wynikającą z konwencji genewskiej), to głównie Irańczycy, Afgańczycy, Irakijczycy, Pakistańczycy i Syryjczycy. Jak sytuacja wygląda w tym roku? W styczniu i lutym podobnej pomocy udzielono łącznie 191 osobom, a status uchodźcy przyznano 11 z nich. Poziom udzielanej pomocy jest więc w miarę stały. Jeśli analizować skład etniczny potrzebujących, odpowiada on w dużej mierze składowi grup trafiających do obozów w Europie, przeciwko którym oponują Węgrzy. Jak podkreślano w styczniu, pomaganie tym 1291 osobom nie wiązało się z wykonaniem zobowiązania udziału w mechanizmie relokacji uchodźców, który Węgry zaskarżyły do Trybunału Sprawiedliwości UE, a wcześniej odrzuciły w wyniku referendum.
Zmiana stanowiska wobec uchodźców byłaby o tyle łatwa do obrony, że sam Fidesz ostatnio niemal o nich nie wspomina. Opinia publiczna została wybadana w styczniu, kiedy dowiedziała się od wiceministra spraw zagranicznych Kristófa Altusza, że państwo węgierskie jednak pomaga. Oświadczenie nie wywołało żadnych skutków politycznych. Opozycja nie zareagowała. Gotowość do ugody w tej sprawie z pewnością zostałaby dostrzeżona w Brukseli. Budapeszt chciałby użyć tej karty do obrony przed art. 7. Zwłaszcza że trudno uwierzyć, aby zaakceptowane już przed siedmioma laty zmiany w sądownictwie ponownie stały się przedmiotem politycznego sporu. Szczególnie biorąc pod uwagę jawne zaangażowanie Europejskiej Partii Ludowej po stronie Fideszu w trakcie niedawnej kampanii wyborczej.